Podoba Ci się ten blog? Chcesz być na bieżąco z nowościami - subskrybuj kanał RSS... Co to jest RSS?

środa, 30 listopada 2011

Hip hip – hurraa! Pierwsze urodziny bloga :) + podsumowanie listopada


(www.cakes-you-can-bake.com)
Rok temu, kiedy zaczynałem pisać tego bloga, nawet nie myślałem o pierwszych urodzinach. Miał być rodzajem dziennika postępów terapii mojego portfela ;). Terapia się udała, i – co w sprawie finansów nie zawsze oczywiste – pacjent żyje i ma się dobrze! Zapraszam na moje pierwsze roczne podsumowanie...


Studencki portfel w liczbach...
96 postów, 190 komentarzy i ponad 24 000 wyświetleń – tyle udało się wypracować przez ostatnie 12 (a tak naprawdę 10) miesięcy. Biorąc pod uwagę fakt, że piszę nieregularnie, katuję narodowi przyzwyczajonemu do obrazków banię tysiącami literek i staram się nie obiecywać miliona w tydzień bez ruszania palcem – chyba dobrze ;).

Najwięcej wejść zawdzięczam google, na drugiej pozycji (niemal ex-aequo) są oba agregatory. Indywidualny blog, który bardzo mi pomógł to 'moje inwestycje' Pana Michała :) (dziękuję!). Jeśli chodzi o popularność postów, to na podium wybraliście:


W międzyczasie trafiały się okresowe najazdy na niektóre wpisy związane z linkowaniem ich na facebooku czy wykopie. Albo były tak głupie, albo tak przydatne – że aż warte pokazania znajomym. Dziękuję, miło poczuć się jakkolwiek docenionym.

Kryzysowy budżet
Czytając różne blogi nie mogę się oprzeć przekonaniu, że ostatni rok to pasmo klęsk. A nadchodzący będzie jeszcze gorszy. Dla mojego portfela ten rok był wyśmienity. Zaczynając od samego faktu 'ogarnięcia się' i rozpoczęcia mojej drogi do marzeń o wolności finansowej, na Francuskich 'saksach' kończąc.

Przez całe 12 miesięcy wskaźnik zarobione/wydane utrzymywał się w okolicy 2, (średnio 1,985). To raczej dobry wynik: zarabiać 2x więcej niż się wydaje. Jedynym miesiącem, w którym wydałem więcej niż zarobiłem był maj, a to ze względu na zakup binokli. Natomiast nominalnie największe zakupy zrobiłem w poprzednim miesiącu: prawie 4,3 k...

Wygląda to jak jakaś psychologiczna potrzeba odreagowania oszczędnej codzienności – trzeba będzie pomyśleć trochę nad regulacją tej prawidłowości (szał zakupowy raz na rok wystarczy ;) ).

Największa wpadka finansowa w tym roku to oczywiście strata czasu i 90$ na zabawę w buxy - aż wstyd wspominać...

Osobiście
jest dobrze :). Oczywiście cieszyłbym się, gdybym już był czyimś pracownikiem ;), ale też nie podjąłem jeszcze nawet jakiejś konkretnej akcji w tym celu – podpytuję znajomych, rozsyłam CV... Nie chcę iść pracować dla kolegów (wolę w nich mieć kolegów, bardziej niż szefów) ani do firm, dla których kiedyś pracowały moje firmy. Oczywiście ze względów ambicjonalnych.

Z drugiej strony oczekując na sylwestrowy 'wyjazd we dwoje' do Paryża też nie przykładam się do poszukiwania pracy jakoś szczególnie. Trochę lipnie byłoby rozpocząć współpracę od słów 'dobra, ale w pierwszy tydzień stycznia mnie nie ma, jestem w Paryżu.'.

Z doktoratu zrezygnowałem definitywnie: weekendy poświęcam dziewczynie i rozwojowi alternatywnych źródeł dochodu. Z tego względu (i po ostatnim marnym zjeździe) pod znakiem zapytania stanął kurs MBA ASBIRO. Jako absolwent KP dostanę stałą zniżkę na poszczególne wykłady i rozsądniejsze będzie wybieranie tylko tych prelegentów, którzy mogą mi skutecznie pomóc.

Ale wracając do podsumowań: przez ten rok udało mi się przeczytać i odsłuchać około 60 książek o biznesie i inwestycjach, czyli nieco więcej niż jedną tygodniowo. Cudów nie ma, ale chyba średnią ogólnopolską przebiłem ;). Z mojego udziału w szkole Kamila Cybulskiego jestem zadowolony, choć jak już wspomniałem – pewne zastrzeżenia zgłaszam. Podobnie z innymi szkoleniami, w jakich uczestniczyłem (jakieś 10 jednodniówek studenckich)

Listopad: miesiąc zamieszania.
Miesiąc zaczął się od biegania po urzędach i konsultacji z różnymi specjalistami. Na szczęście udało się znaleźć jakieś rozsądne wyjście co do mieszania moich inwestycji i przyszłej pracy.

Później zaczęło się Allegrowe bieganie na pocztę. Wszystkie moje aukcje kończą się w niedzielny wieczór, ale ludziska wpłacają pieniądze kiedy im się przypomni. Dlatego też codziennie nadaję po kilka przesyłek.

BTW: wczoraj spotkałem na poczcie mężczyznę (teraz to już kolegę), który handluje ciuchami: nadawał 84 przesyłki. Gadka-szmatka skończyła się konstatacją, że warto poszukać dobrej niszy. Na razie nie będę podnosił tego tematu, dopóki nie sprzedam tego, co mam do sprzedania. Ale na przyszłość pozostaje do uruchomienia kolejny strumień dochodu...

Projekty w realizacji
Tak więc szukam pracy tak, jak bym nie szukał – i tak będzie jeszcze do stycznia. Do czerwca dowiem się, czy ktoś chce, żebym został w Lublinie.

Akcja pod kryptonimem 'Allegro' ma się nieźle, ciągle idzie zgodnie z założeniami. W ciągu miesiąca sprzedałem połowę przeznaczonych do tego celu przedmiotów.

W sprawie projektu internetowego dałem ciała, i to solidnie. Miało powstać 20 stron bez zaplecza, powstały 2 z zapleczem. Grosiki spływają, ale trzeba będzie do końca grudnia sprawę 'ustawić'. Później już niemal wyłącznie podejmę starania, aby mój przyszły pracodawca mnie zauważył ;).

Moja jedyna inwestycja MAB ma się za to świetnie. Musiałem jej poświęcić nieco więcej czasu niż planowałem, ale pomysł z wdrożeniem drugiej 'linii' produktów okazał się strzałem w dziesiątkę. Zatrudnienie wzrosło, obroty wzrosły, a firma w zasadzie nie potrzebuje już pierwszej 'linii'... Im więcej czasu mija od wycofania się z pozostałych inwestycji, tym skuteczniej przekonuję się, że była to dobra decyzja.

Plany na przyszłość
Brak danych. Tak na serio – w szczegółach są sprecyzowane i (jak widać) powoli wdrażane, ale nie wiedząc jeszcze gdzie będę mieszkał po wakacjach nie mogę jeszcze zdecydować nic w kwestii inwestycji w nieruchomości.

Jeśli chodzi o tego bloga, to przygotowałem już sobie na niego nową skórkę, prawdopodobnie wrzucę tu taj też jakieś reklamy – będzie trochę testowania przy okazji uruchamiania kolejnych stronek z projektu internetowego. Nie oznacza to, że będą cycki w każdym artykule, a tematyką nie będzie codzienna 600-znakowa podnieta na temat przesunięcia przecinków w regulaminie jakiegoś banku...

Poza tym pozostało tylko czekać na czasy, kiedy politycy skompromitują się doszczętnie ;).

Podziękował

Na koniec (last, but not least) muszę Wam drodzy czytelnicy podziękować. Kiedy wyjechałem do Francji i przez kilka tygodni nic nie pisałem, myślałem, że blog umrze śmiercią naturalną. Okazało się jednak, że ciągle tu zaglądacie, komentujecie, piszecie maile z pytaniami i swoimi pomysłami na biznes – okazało się po prostu, że nie warto rezygnować z tej przyjemności przebywania z Wami :). Dziękuję.


A jak ostatnie 12 miesięcy przyczyniło się do powodzenia Twoich finansów?

poniedziałek, 28 listopada 2011

ASBIRO: Pastor, Rydzyk i Legia cudzoziemska, czyli zarobić 150 tysięcy na blogu w miesiąc


Pisanie leadów o kolejnych zjazdach ASBIRO robi się coraz trudniejsze: za każdym razem fajnie, świeżo, motywacyjnie. Ale ile razy można pisać to samo o tak odmiennych, niesamowitych osobowościach? Atmosfery nie odda ani statystyka, ani blogowe peany... Dobrze, po raz pierwszy nie było aż tak fajnie. Oby: po raz pierwszy, i ostatni.

Bo na wczorajszo-dzisiejszym spotkaniu znów było 'całkiem-całkiem': Ci, co chcą biznesu etycznego dostali coś dla siebie, Ci co chcą sprytu i 'cwaniactwa' – też. Były opowieści o twardych facetach i o żonie księdza, która zajmuje się rozliczaniem ZUSu. Było ciekawie, choć powoli wkrada się już zmęczenie. Być może apetyty po wystąpieniach TadaWitkowicza za bardzo urosły?

Sobota
Od Legii Cudzoziemskiej do Ojca Rydzyka: Paweł Zaremba
W sobotę zaczęliśmy od człowieka, którego życiorys nie wytrzymał nadmiaru wrażeń – i się rozdwoił. Dosłownie. Paweł Zaremba ma dwa życiorysy, Legię Cudzoziemską i pieniądze Solidarności na sumieniu, a do tego – łeb do interesów.

Jego wystąpienie można podzielić na dwie zasadnicze części. Pierwsza jest mocno biograficzna, pojawiają się łzy i historie jak z Hollywood: porwania, wojny, duże pieniądze i kobiety (chyba już nie takie duże). Poznaliśmy bliżej firmę Pana Pawła – Indal.

W drugiej części zaczęło się robić trochę bardziej biznesowo – ale też MLMowo. Z jednej strony przekaz był prosty: jeśli Cię to nie interesuje, to spoko (twój problem). Byli zachwyceni tematyką wellness, ale byli też zawiedzeni. 

Wywiadu z Panem Pawłem możesz posłuchać wKontestacji.


Rynki Finansowe: Waldemar Wasik
Na tym spotkaniu już mnie nie było. Pierwszy prelegent trochę mnie znudził, ale i tak ważniejszy był stary kolega, który bardzo chciał się spotkać przy jakiejś szklanej pamiątce z Francji ;). Tak więc kolejny akapit to opinie zasłyszane:

A opinie nie są pochlebne :(. Koledzy, których pytałem 'co było wczoraj' odpowiadali 'a weź nie gadaj!'. Twierdzili uparcie, że byli na prezentacji sprzedażowej, ktoś chciał im coś sprzedać. No cóż, chyba jednak dobrze zrobiłem, że odpuściłem sobie to spotkanie...

Waldemara Wasika również można posłuchać w Kontestacji...


Niedziela
Marcin Osman: Jestem leniwy!
Niedziela zaczęła się od małego zaskoczenia: miała do nas przyjechać Pani Katarzyna Szafranowska, a zastaliśmy na sali gotowego do boju Marcina Osmana: specjalistę od marketingu internetowego, ex-współpracownika funduszu VC.

Od Marcina dowiedzieliśmy wiele na temat zakładania firmy bez pieniędzy, realizowania celów bez odpowiadania sobie na pytanie 'jak?', i magii, która nazywa się 'zarządzanie szczęściem'. Było to chyba najbardziej 'doradcze' i szczerze biznesowe wystąpienie na tym zjeździe.

Marcin to niezły showman, więc było błyskotliwie, sensownie i 'z jajami'. Dowiedzieliśmy się jak budować wizerunek ekspercki nie mając wiedzy z danego zakresu i jak na tym zarobić spore pieniądze. A dokładniej - jak kupić wiedzę, spozycjonować 'eksperckiego' bloga i wozić się po konferencjach na całym świecie za 15 i 4 zera... Jak sam powiedział: 'za plecami mówią, że jestem bezczelny' – ale ważne jest, kto się śmieje ostatni...

Z księdza w pastora, z biznesem po drodze: Andrzej Burzyński
Można popaść w kompleksy: z dnia na dzień poznajemy osobowości coraz bardziej nietuzinkowe. Andrzej Budzyński porzucił sutannę... by zostać pastorem. Doświadczenie zawodowe i zdobyte podczas pracy wolontariackiej i pracy z wiernymi przekuwa na sukces Instytutu Koah i przelewa na karty swoich książek.

Wystąpienie Andrzeja było przede wszystkim bardzo przyjazne i to najwyraźniej nie tylko z racji jego zawodu. Mogliśmy podziwiać fajny mindset w działaniu. Już po raz drugi trafił nam się inwestor 'nieruchomościowy', poznaliśmy więc kolejne elementy tej układanki widziane oczyma praktyka.

Biorąc też pod uwagę, że szef Instytutu Koah zajmuje się przede wszystkim szkoleniami, warto zauważyć, że realizuje w większości własne autorskie programy. To ma niebagatelne znaczenie, kiedy zdołasz uchwycić właśnie ten kreatywny sposób myślenia.

Założyciela Instytutu Rozwoju Osobistego Koah również możesz posłuchać w Kontestacji... :)

Subiektywnie: daj bałwanowi palec w sobotę...
Jestem przekonany, że na mój sposób patrzenia na ostatnie spotkanie wpłynął udział w MBA. W zasadzie nic mi się nie podobało w sobotę, przez porównanie wszystkiego z wystąpieniem Pana Witkowicza. Najpierw gość opowiada o tym, jak ważne jest zdrowie: czuję się jak na kazaniu. Potem wyskakuje z jakimś MLMem, znów wiem, że to nie dla mnie.

Potem znów ktoś coś sprzedaje: i tutaj pojawia się refleksja z tylnych rzędów – ludzie zapłacili (niedużo, bo niedużo, ale zawsze), targają się z całej Polski nocnymi pociągami i mają prawo oczekiwać czegoś sensownego, a tutaj usiłuje się z nich wyciągnąć bonus w dosyć banalny sposób... Żeby było jasne – raczej nie jest to wina ASBIRO, ale niesmak pozostaje.

… w niedzielę zechce całą rękę
Niedzielne spotkania uratowały trochę sytuację. Stylu przedsiębiorczości Marcina nie każdy musi lubić, nie każdy pochwala. Ale szacunek dla osiągnięć trzeba mieć, trzeba też rozumieć osobowość sprzedawcy. Mi się to wystąpienie podobało, było szczere i dynamiczne, choć pod koniec też już naciągane do zegara. Ludzie zaczęli narzekać z innego powodu – znów zmiana prowadzącego, o której dowiadujemy się w momencie wejścia na salę.

Popołudniowa sesja też przypadła mi do gustu. Było sporo merytorycznych podpowiedzi, wyraźna koncepcja, widać z daleka, że wszystko zostało przemyślane i przygotowane. Może i trafiały się chaotyczne zdania, ale to chyba trema...

Podsumowując – był to jak na razie najsłabszy zjazd ASBIRO w jakim brałem udział. Tym bardziej przykre to doświadczenie, że poprzedni niemal zaowocował już zapisem na MBA...

piątek, 25 listopada 2011

Książka na weekend XIII: Dlaczego kupujemy?


„(…) Jeśli nie ma realnych podstaw do porównywania jednego produktu z drugim, to normalnym zachowaniem jest kupienie produktu tańszego. Ale jeśli sklep poświęci trochę energii na edukowanie klientów, nawet w najbardziej ograniczonym zakresie, to część klientów wyda więcej pieniędzy niż to jest absolutnie niezbędne.(...)”

Zawsze marzyłem o tym, żeby ktoś napisał moją biografię. Nawet nie spodziewałem się, że nastąpi to tak wcześnie. Wprawdzie w ostatniej mojej lekturze nie ma mojego imienia, ale nijak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że czytam o sobie. O mnie, o mojej dziewczynie, znajomych, rodzicach, dziadkach... A dokładnie o tym, jak robimy codzienne (i nie tylko) zakupy.

Paco Underhill, bo tak nazywa się autor dzisiejszej 'książki na weekend', jest wykładowcą, biznesmenem, naukowcem, publicystą i autorem, mieszkańcem Nowego Jorku. Zasłużył sobie na swoją stronę w wikipedii przede wszystkim książkami o 'psychologii zakupów' - między innymi właśnie 'Why we buy' (Dlaczego kupujemy). O samym autorze możesz przeczytać więcej na jego stronie i na stronie jego firmy(Envirosell).

I. zamiast Samoa, sklepy: nauka o kupowaniu
Książka nie rozpoczyna się zachęcająco. Kilkadziesiąt stron przechwałek i podkreślanie znaczenia słowa 'nauka' w tym co się robi – takie to amerykańskie... Jako, że lubię książki – postanowiłem dać szansę i tej. Choćby dlatego, że kilka osób poleciło mi ją jako coś, co zmienia sposób patrzenia na świat.

Z pierwszego rozdziału dowiemy się jak ważne w handlu detalicznym jest otoczenie klienta, czyli wszystko to, co na miejscu podejmowania decyzji (w sklepie) ma na niego wpływ. Poczytamy o błyskotliwych sukcesach i niesamowitych przygodach autora i jego współpracowników. Ciągle mało konkretów, ale robi się interesująco.

II. Chodzić jak Egipcjanin: mechanika robienia zakupów
Konstrukcja lektury jest prosta: po 50 stronach zapowiedzi przechodzimy do 3 części będących jednocześnie analizą i syntezą doświadczeń autora. Pierwsza część zajmuje się tzw. ścieżkami klienta (sprzedaży, zakupowe, etc.), czyli sposobem, w jaki kupujący porusza się po sklepie.

Zaczynając od poziomu projektu, aż do merchandisingu i operacji (pracy sprzedawców): poznamy najczęstsze błędy i najbłyskotliwsze rozwiązania skłaniające klientów do kupienia więcej. Kilka aspektów projektowania napisów (na produkcie, ścianie, kasie, plakacie...), czy zarządzania przestrzenią (choćby użycie luster) nie wyczerpuje w żadnym wypadku tematu, ale pozwala skierować myśli na właściwy tor.

W tej części książki znalazłem ciekawą refleksję na temat trendu: rynki w przyszłości będą faworyzować nie tylko staruszków, których będzie coraz więcej (ale będą ubogimi, więc i marnymi, klientami). Autor zwraca uwagę na dzieci, które coraz częściej stają się samodzielnymi 'kupującymi' – oczywiście poza aspektem osobistego płacenia za wybrany towar.
Prosument przyszłości...
(www.demotywatory.pl)

III. Mężczyźni są ze sklepu żelaznego, kobiety z domu mody: demografia robienia zakupów
Druga część analizuje sposoby postrzegania samego procesu podejmowania decyzji i zakupu ze względu na płeć. Jakie miejsca lubią kobiety, jakie mężczyźni; gdzie patrzą, z kim robią większe zakupy, jakie konfiguracje towaru skłaniają ich do wydania większej sumy pieniędzy...


Kiedy rozpatrujemy różne kwestie z punktu widzenia damsko-męskiego zawsze w grę wchodzą role społeczne i stereotypy. Z tego rozdziału dowiesz się, które z nich mają podstawy wyrażone w statystyce, a które są jedynie bardzo wąską grupą reakcji na określony bodziec. W dzisiejszej publikacji znalazłem sporo ciekawych spostrzeżeń w obu kategoriach.

IV. Zobacz mnie, poczuj mnie, dotknij mnie, kup mnie: dynamika robienia zakupów.
Jako ostatnią 'pigułkę' wiedzy autor prezentuje nam podejście znane przede wszystkim z życia internetowych marketerów: rozwiniętą technikę darmowej próbki, przy czym stara się podejść do tematu z nieco innej strony.

Autor rozwija handlowy truizm: im więcej czasu klient spędzi z danym produktem w ręce, tym większa szansa, że go kupi. A razem z nim – dobra, które ekonomia nazywa 'komplementarnymi'. Rozdział ten jest tak naprawdę uzupełnieniem wcześniejszych wywodów i momentami zahacza wręcz o jakieś filozoficzne wywody w stylu 'nie jest sztuką sprzedać klientowi coś, co i tak chce kupić'...

Na doczepkę
Jakoś po macoszemu autor potraktował sprawy sprzedaży internetowej. W każdym kolejnym wydaniu stara się aktualizować ten jeden rozdział, jednak wyraźnie cykl wydawniczy powoduje, że jego wynurzenia zawsze będą nieaktualne – zwłaszcza w tak 'ruchliwej' branży, jak internet.

W zasadzie wskazówki dla internetowych sprzedawców i przedsiębiorców ograniczają się do prawidłowej ekspozycji towaru i ewentualnej propozycji, którą wszyscy znamy z okienek typu 'osoby, które kupiły X kupiły również:'. Co oznacza, że ten jeden rozdział - koniec końców - również nie jest wart uwagi.

Jakoś tak mało 'po amerykańsku'...
… kończy się ta książka. Autor przyznaje, że nie ma zamiaru odkrywać w niej meandrów swojego warsztatu i podpowiadać konkurencji jak może wtargnąć na jego rynek. Nie podpowie więc też czytelnikom zbyt wiele. Ci bardziej zdeterminowani znajdą jego firmę i zapłacą – ci mniej przekonani będą musieli zająć się optymalizacją sprzedaży na własną rękę.

Książki nie wspiera też żadna kampania blogowa, onlineowe 'extrasy' i dodatki. Jedna książka, i tyle. To znów złamanie amerykańskich standardów. Wychodzi na jaw, że książka jest rodzajem billboard'u, który ma ściągnąć klientów do 'sklepu' pana Underhilla. Świetne posunięcie :).

Merchandisingowa zmiana myślenia
tak recenzowali mi tę książkę znajomi. Okazała się zbiorem dowodów na to, że klient kupuje więcej kiedy merchandiser prawidłowo wykonał swoją pracę, a osoba projektująca pomieszczenie jako całość zadbała o wystarczającą ilość miejsca, aby uniknąć 'muśnięcia pupy' klientek.

Oczywiście książka przyczynia się do zmiany myślenia: pierwsza godzina dzisiejszej wizyty w Tesco była dla mojej dziewczyny torturą - sprawdzanie wszystkiego, co gdzie i koło czego stoi, ile jest miejsca, gdzie jest lustro, a gdzie stand z pączkami... Po godzinie 'zmiana stylu myślenia' uległa zawieszeniu.

Czy warto?
Książka 'Dlaczego kupujemy' jest zbiorem podpowiedzi nieco rozwijających kwestie, które każdy merchandiser i handlowiec zna z codziennej pracy. Będą one na pewno nowe dla menedżerów czy właścicieli wielu placówek, ale same w sobie są tylko zbiorem logicznych przemyśleń, które po prostu rzadko kiedy podejmujemy.

'Mój' egzemplarz wydało wydawnictwo MT Biznes: 390 stron dobrego papieru w twardej okładce – w cenie 49 złotych. Oczywiście za książkę nie zapłaciłem – poza kilkoma zakreśleniami ołówkiem nosi na sobie pieczątki Biblioteki Głównej UMCS :).

Wypożycz, bo warto tę książkę przeczytać. Nie kupuj, bo nie jest to pozycja, do której warto wracać...


A może masz inne zdanie na temat pracy pana Underhilla?


sobota, 19 listopada 2011

150% zysku w miesiąc bez ryzyka, czyli magia zginania kręgosłupa ;)


(www.demotywatory.pl)
Zarobić 150% w miesiąc bez ruszania tyłka sprzed komputera – to możliwe? Pewnie tak. Bez ryzyka? no... Mi niestety się nie udało, musiałem się ruszyć, wyjść na zewnątrz – ba, nawet zrzuciłem kilka kilogramów. Biorąc pod uwagę, że ta gimnastyka trwała raptem godzinę dziennie: nie żałuję.

W podsumowaniu października pisałem, że rozpoczynam swój projekt wyprzedaży 'śmiecia' na Allegro. Od tamtego czasu sprzedałem ponad 100 przedmiotów. Kilka ze stukrotnym zyskiem, kilka za 2 złote... Sto to niewiele, ale poznałem już kilka typów ludzi, nauczyłem się podstaw allegrowej manipulacji. O tym wszystkim postaram się Ci dzisiaj napisać jak najwięcej (tak, znów będzie stutysięcznik).

Allegro – tygodniowy plan start-upa
Żeby zacząć handel na Allegro nie trzeba kosmicznych nakładów czasu czy pieniędzy. Nadchodzący świąteczny tydzień i około 20-50 pln wystarczy w zupełności ;).

  1. Jednego dnia zapoznasz się z regulaminem portalu i informacjami na forach prawniczych dotyczącymi gwarancji, zwrotów, kosztów przesyłki, etc.
  2. Drugiego ściągniesz z sieci darmowy program GIMP i poświęcisz kilka godzin na przerobienie tutoriali z forum gimp.info.
  3. Trzeciego dnia przy pomocy kolejnego darmowego kursu HTML z netu zapoznasz się z regułami tworzenia tabel i wstawiania zdjęć – wieczorem będziesz miał już gotowy własny szablon
  4. Czwartego dnia poszukasz w internecie podpowiedzi jak za 20 pln zrobić namiot bezcieniowy (light tent) i wybierzesz się na zakupy
  5. Piątego dnia pożyczysz od znajomego aparat i przygotujesz fotki i opisy aukcji – zdjęcia wrzucisz na darmowy photobucket
  6. Szóstego dnia jak wiadomo należy się odpoczynek :), przy okazji można przejrzeć aukcje konkurencji i zanotować ceny już sprzedanych i niesprzedanych przedmiotów z Twojej kategorii
  7. I w niedzielę wieczorem wystawisz aukcje...


Dokładnie tyle zajęły mi przygotowania.

Klucz do sukcesu: analiza konkurencji
Jeśli już się uczyć, to od najlepszych. Większość drzwi w każdym biznesie zostało już wyważonych – znajdź tego, który to zrobił najlepiej i... Nie, nie kopiuj – ulepszaj. Czytając regulaminy na aukcjach zawodowych handlarzy poznasz wszystkie problemy i bolączki tej branży.

Poznasz też dane o średniej sprzedaży, cenie, wpływie ilości komentarzy na jedną i drugą statystykę. Ocenisz poziom merytoryczny opisów, jakość przygotowania szablonów i wszystko inne, nad czym będziesz się zastanawiał pisząc we własnej głowie mini biznes-plan.
(www.demotywatory.pl)

Najlepszy zarobek
to oczywiście... wysyłka. Na początku postąpiłem opisaną wyżej drogą: koszty przesyłki dla poszczególnych towarów ustaliłem na poziomie innych aukcji. W praktyce okazało się, że są zawyżone nawet o 100%! Najwyraźniej marzeniem alle-sprzedawcy jest sprzedawanie powietrza – 7 pln polecony ekonomiczny.

Nawet nie trzeba bardzo oszczędzać na pakowaniu – tournée po osiedlowych sklepikach dostarczy Ci odpowiedniej ilości dobrej tektury, a w hurcie koperty bąbelkowe są śmiesznie tanie.

150% zysku kalkuluje się banalnie: zdecydowana większość wystawionych przeze mnie przedmiotów to aukcje z kategorii 'kolekcje'. Kolekcje kupowane we Francji na vide-greniers za 0,1 eur sztuka. Cena minimalna – 1 pln :). Średnia oszczędność na przesyłce – dodatkowe 2,23 złotego. Najtańszy przedmiot poszedł za 2 pln, najdroższy – X00 pln.

Kilka trików
Wystawiam wszystko od 1 pln bcm. To zdecydowanie skuteczniej angażuje licytujących, tworzy wrażenie 'tanizny' i 'okazji'. Dobra – w zasadzie nie od 1 pln, a od 1,47 – taka cena znów wyróżnia przedmiot, kiedy ktoś skorzystał z wyszukiwarki i sprawdza ceny. Niska cena wywoławcza sprzyja też samej finalizacji – czyli uruchamia natychmiastowy obrót.

Nazwa aukcji powinna zawierać wszystkie korzystne słowa kluczowe powiązane bezpośrednio z przedmiotem – w ten sposób vinylowe figurki postaci z mangi wyświetlają się nie tylko miłośnikom modelarstwa (prawidłowa kategoria), ale też miłośnikom gier i komiksów. A święta nadchodzą...

Nie przesadzaj z pstrokacizną i szczegółowymi opisami. Każdy twierdzi, że to bardzo ważny element aukcji i czyta opisy bardzo uważnie. Napisałem w swojej aukcji czcionką 28ppt, że nie przyjmuję płatności 'płacę z Allegro' – zgadnij ilu kupujących zauważyło tę 'drobnostkę'? Dwóch. Na stu.

Bądź milszy, niż potrzeba. Nie wystawiłem od razu wszystkiego co mam do sprzedania. Osobom, które kupiły towaru za ponad 40 pln dodawałem drobne gratisy, ale zawsze z innych kategorii. Po pierwsze pozwala to budować relację z klientem, po drugie często jest przyczyną otwarcia nowej kolekcji, która da Ci w przyszłości zarobić.

Pozwól apetytom rosnąć. Przedmiotów z tej samej kategorii o większej wartości nie wystawiam jednocześnie. Po pierwsze – przesyłka. Po drugie: większość z nich jest na tyle unikatowa, że po sprzedaży pozwalam ludziom odetchnąć na tydzień, po czym wystawiam drugi przedmiot – z reguły osiąga lepszą cenę niż pierwszy, okazja przecież może się nie powtórzyć.

'Pozycjonuj' aukcję poza allegro: najlepsze są do tego przeróżne fora internetowe.

Kiedy masz wystawić kolejny przedmiot z danej kategorii najpierw zaproponuj sprzedaż bez udziału portalu ludziom, którzy już coś od Ciebie kupili. Zyskasz stałych klientów (a maile i telefony już masz).

Cwaniacy i kretyni
Mam kilku znajomych, którzy zajmują się handlem przez internet. Żaden z nich nie sprzedaje przez allegro – twierdzą, że mają dość tamtejszego chamstwa i cwaniactwa. Minął raptem miesiąc, a i ja natknąłem się już na swojego chama i swojego cwaniaka.

Pierwszy – oczywiście – warszawianin (kto nie zna różnicy między Warszawiakiem, a warszawianinem niech zapyta kolegów z prowincji). Kupił przedmiot na aukcji za 70,- pln, godzinę później taki sam (pozornie) przedmiot sprzedano za 40,-. Wpłacił 41,- + przesyłka i dzwoni w niedzielę wieczorem, że on więcej nie da, skoro na tamtej aukcji poszło tak tanio. Łaskawca...

Drugi – też znamienne – konto z 'teczką' (firmowe). Kupił 5 przedmiotów, z czego 3 mogłem wysłać tylko paczką gabarytową 'B', w sumie 4 kilo badziewia. Przelewa po 5 minutach (oczywiście 'płacę z Allegro') kasę z doliczoną przesyłką... polecony ekonomiczny.

O tych, co to czytać nie potrafią, to już nawet szkoda pisać... Denerwować się też szkoda :).

(www.demotywatory.pl)
Pierwsza zasada marketingu
mówi bowiem klient = kretyn. Jeśli coś można zrobić bezmyślnie, bezsensownie, wbrew regulaminowi, instrukcji, etc – na pewno tak zrobi. Potem jest płacz, bo się samo zepsuło, bo mnie oszukał sprzedawca taki to a taki. 

Druga zasada mówi – tę wrodzoną tendencję do oszczędzania szarym komórkom wysiłku należy wykorzystać. To właśnie stąd pomysły na tutki na penisa ;). Właśnie wczoraj robiąc mini-podsumowanie mojej kampanii allegrowej zauważyłem, że mi też udaje się wykorzystywać to gapiostwo kupujących – i to zupełnie niechcący. Na początku w złości korespondencję z kupującymi zaczynałem od... wyliczenia im ile punktów mojego regulaminu złamali.

Skuteczny nieprofesjonalizm
Na pierwszy rzut oka – co najmniej nieprofesjonalne zachowanie z mojej strony, większość kupujących jest przyzwyczajonych do obsługi 'klient nasz Pan'. Ale w połączeniu z 'niech się Pan już tym nie przejmuje', dobrym zabezpieczeniem przesyłek i nadawaniem ich jeszcze w dniu wpłaty wszystko tworzy klarowny przekaz: Ty być względem ja nie o.k. - ja względem Ty być o.k.

Kończy się to jakimiś nieproporcjonalnie przychylnymi komentarzami, mailami z podziękowaniami i posypywaniem głów popiołem, etc. Ludzie czują potrzebę zadośćuczynienia, za te, znikome przecież, 'przewinienia'.

Pięć lat studiów manipulacji (bo tym jest w gruncie rzeczy politologia) rechocze we mnie – tak żałośni jesteśmy.

Czy będzie z tego 'biznes'?
Zysk jest, to już wiadomo. Czy da się z tego wyżywić państwo, czyli założyć firmę? Zusik, vacik, dochodowy, ewentualne cło dla produktów spoza UE, międzygalaktyczne przeloty do Francji i takież paczki – licząc obecne wpływy zysk z całej operacji wyniósłby jakieś 7%, czyli tyle, co na lokacie.

Ale za to ilu nierobów byłoby usatysfakcjonowanych :)...

Szansa na rozwój tego wiecznie jednoosobowego przedsiębiorstwa istnieje wyłącznie przy intensyfikacji działań, ale nie jest moim celem w tym momencie zostać allegrowym sprzedawcą...

Da się jednak znaleźć masę przedmiotów, którymi można handlować z rozsądną 'przebitką'. Poza wszelkiego rodzaju 'chińszczyzną' warto przejść się do lokalnego Buchmann'a i porównać ceny komiksów z tymi oferowanymi na sto razy wymienionym tutaj portalu. Można też pofatygować się do najbliższego szmatexu...

Start do start-upa
Mimo wszystko uważam, że allegrowy handel lepiej rozpatrywać jako krótkoterminowy projekt, który da finansowe podstawy do rozpoczęcia czegoś naprawdę zyskownego – niż jako pomysł na 'swoją firmę'...


Ciągle się uczę, więc ja i moi czytelnicy będziemy bardzo zadowoleni, jeśli podzielisz się z nami swoimi spostrzeżeniami na temat e-handlu :).


sobota, 12 listopada 2011

Historia lubi się powtarzać – rzecz o cyklu w biznesie




Ponoć najbardziej naturalną rzeczą w otaczającym nas świecie jest cykliczność. Poszukując dobrego momentu na wejście na rynek w biznesplanie staramy się najczęściej odnieść do obecnej sytuacji i krótkich prognoz – ale czy nie powinniśmy też brać pod uwagę właśnie konsekwencji okresowych zmian i ich charakteru? Gdzie szukać punktu zaczepienia w ciągle zmieniającym się otoczeniu?

Przeglądając biznesplany łatwo zauważyć, że większość z nich nie zawiera żadnych scenariuszy związanych ze zmianami otoczenia, poza uwzględnieniem działań konkurencji (a i to nie zawsze prawda). Być może jest to wynikiem małej popularności analizy PEST, ale sprawia jedynie wrażenie niechlujnego pośpiechu...

Grają? Patrz na parkiet!
Podstawowym cyklem dla gospodarki jest cykl koniunktury giełdowej, który poprzedza większość wskaźników w całej ekonomii. Jak się dzieli i co dzieje się w poszczególnych fazach przeczytasz w byle podręczniku do ekonomii bądź na innych blogach...

Znaczenia wydarzeń giełdowych dla startupów nie da się przecenić z jednego, rzadko wspominanego powodu: propagandowego. Strach podbija ceny cukru i nabija bańkę pomimo realnego braku zapotrzebowania w kilka dni. Jedno pierdnięcie greckiego premiera – drugie S&P... I wszyscy analitycy mogą się swoimi wykresami i przepowiedniami (za przeproszeniem majestatu) po plecach poczochrać.

Większość 'inwestorów' i 'biznesmenów' zbyt szybko ulega złudzeniu posiadania wybitnej wiedzy (doświadczenia) i kontroli nad rynkiem. Dla nowo powstającej firmy takie wahania mogą być mordercze: podwojone w ciągu 3 dni zlecenie może być równie zabójcze co zlecenie wycofane.

Trafić w 'górkę'...
Im lepsza sytuacja gospodarcza tym łatwiej się sprzedaje. Media przestają przypominać, że może się nie udać, ludzie zaczynają odczuwać potrzebę 'pokazania się', akceptują wyższe ryzyko

Firmy stawiają na reklamę, szkolenia, poszukiwania pracowników, pijackie integracje w górskim pensjonacie. W warunkach rosnącego rynku 'każdy głupi' może otwierać firmę: kupuje się na zapas, na pokaz, na wszelki wypadek. Za co? Oczywiście na kredyt.

W czasie hossy najlepszy sales-pitch brzmi: Wasza konkurencja już to kupiła!

Czy w dołek?
Jakie konsekwencje dla osób myślących o własnym biznesie mają giełdowe dołki? Przede wszystkim wyznaczają kierunek oferty. W czasach spadających noży i niepewności oczywistym strzałem w dziesiątkę jest wprowadzanie na rynek produktów i usług optymalizujących wydatki.

Na rynkach B2B będą to wszelakie audyty i usługi polegające np. na organizowaniu małych przetargów (odwrotnych aukcji – wygrywa ten, kto da niższą cenę) dla średnich i dużych przedsiębiorstw. W B2C oczywistą przewagę mają pomysły w stylu Groupona.

Produkty oszczędnościowe i wszelkie magie (typu winnych czy nieruchomościowych funduszy) zyskują na znaczeniu, strategie defensywne nagle okazują się zyskowne. Ale trzeba bezwzględnie uważać – to w czasie giełdowego zamieszania najłatwiej o różne bańki (cukier – po raz drugi).

W czasie bessy najlepszy sales-pitch brzmi: Tak na prawdę nasz produkt jest darmowy, oszczędzacie miesiąc/ kwartał później!

Przykładem po googlach
Nie wiem czy zauważyłeś, ale w tym kontekście 'przestrzelonym' biznesem były porównywarki cen. Wpisałem właśnie w google 'samsung galaxy' – pierwsza porównywarka w top 10 była na 8 miejscu.

Cykl życia produktu i konkurencja ze strony tak samego allegro, jak i właśnie zakupów grupowych okazały się zbyt krótkie, aby porównywarki dotrwały do okresu potencjalnie żniwnego.

Oczywiście można się z tym nie zgadzać, ba – możemy nawet się zakładać ;) - ale uważam, że przy aktualnej panice oszczędnościowej, możliwościach mediów społecznościowych i zagęszczeniu na rynku handlu internetowego porównywarki byłyby hitem o wiele zyskowniejszym, niż w czasach swojego debiutu.
najprostszy cykl w B2B według
bloga walkersands.com

Sezonowość
Innym rodzajem zmiany atrakcyjności pomysłu na biznes w czasie jest zwykła sezonowość, która dotyczy każdego przedsiębiorstwa. Nie musi tutaj od razu chodzić o cykl pór roku, który natychmiast kojarzy się z producentami i handlarzami owoców czy obuwia.

Silna sezonowość występuje w B2B. Podstawę stanowią tutaj regulacje dużych firm dotyczące konstruowania, raportowania i korekt budżetu oraz rozliczeń podatkowych. W związku z tym lepiej akwizycję B2B najlepiej rozpoczynać we wrześniu.

W B2C sezony są na tyle oczywiste, że pozwalają na ustalenie świetnie stargetowanej kampanii reklamowej przedłużającej cykl życia produktu. Sam postawiłbym na przykład na promocję prepaidów wojaży długo-weekendowych sprzedawanych w okresie przedświątecznym, która powinna w niemal martwym okresie zwiększyć obroty i płynność biur podróży.

Czteroletnie paśniki
Inna jeszcze 'sezonowość' dotyczy polityki. Ogólnie można ustalić wzór: podział stołków – przekręt – upublicznienie przekrętu – mały przewrocik pałacowy – przekręt …. - przewrocik (teraz już budowanie 'koalicji') – głaskanie list – wybory.

Ma to przede wszystkim ogromne znaczenie dla marketingu. Polacy więcej uwagi zwracają na przepychanki polityczne niż na własne portfele, dlatego przy 'krzyżowym' zamieszaniu tak łatwo wyrwać im z kieszeni a to vacik, a to belkę... Twoja kampania zniknie wśród emocjonalnych wystąpień, czas i powierzchnie zdrożeją a najlepsi marketingowcy będą nieosiągalni.

Z polityczno-wyborczym sezonem związana jest też bardzo ważna umiejętność wchodzenia różnym osobistościom w... układy ;). Dodatkowo należy pamiętać, że po zmianie ekipy w wielu urzędach świeżynki-kuzynki nie będą w stanie w żaden sposób Ci pomóc, bo ani nie wiedzą jeszcze jak, ani nie chcą się narazić wujkowi samodzielną decyzją.

Ostatecznie: jeśli startujesz w przetargach, lub obsługujesz firmy realizujące inwestycje przetargowe – miej się na baczności. Palikotowa rejterada z lubelskiej PO pozbawiła kilka firm racji bytu w regionie...

'Sezony' demograficzne
są ważne choćby dla rynku nieruchomości. Dlatego też inwestowanie w ten sektor dzisiaj wymaga szczególnej uwagi – przy rosnącej liczbie rodzin 2+1 i nasyceniu blokowisk trzypokojówkami mieszkanie 'dla młodych' staje się potrzebą 'nice to have' o wiele bardziej niż 'must have'. 

Oczywiście istnieje rozwiązanie i tego problemu :). Trudności developerów rozwiąże na przykład weekendowe osadnictwo rosyjskich biznesmenów w naszych 'kurortach'.

Studenci to grupa, która łączy zmniejszone zapotrzebowanie na 'kwatery' ze spadkiem zainteresowania szkołami i uczelniami prywatnymi czy – w przyszłości – kształceniem dorosłych.

Ale demografia nie tylko ma znaczenie w kwestii konsekwencji reprodukcyjnych. Ważnym elementem jest odpowiednie zaplanowanie działań Twojego przedsiębiorstwa w społeczeństwie ubogich, nikomu nie potrzebnych starców. Ograniczenia percepcji, sprawności psycho-fizycznej, przyswajalności nowinek technicznych: to wszystko czynniki budujące nowe rynki.

Czy Uno-Cycle podzieli los SegWaya?
(www.en.wikipedia.org)
Technologia
Cykle technologiczne są ściśle związane z cyklami życia produktu – czasami drastycznie obniżonymi przez zaistnienie na rynku innowacji. Dla startupów najważniejsza jest właśnie ta innowacja.

Daje ona szanse i rodzi konkurencję: tak na przykład było z walką Androida z innymi systemami smartphonów. Prosta aplikacja na ciągle niedopracowany jeszcze telefon pozwalała zająć dobre miejsce wśród producentów oprogramowania na rodzącym się rynku.

Jak zawsze trafiają się technologiczne pułapki, przegrani w wyścigu: HD DVD, Asus M50 czy SegWay poza kosztami i stresem nie przysporzyły nikomu chwały. Pomyłki w technologii są bardzo kosztowne.

Kreatywność nie tak bardzo w cenie
Współcześnie aniołowie biznesu o wiele przychylniej patrzą na dobrze obliczone pomysły nastawione przede wszystkim na wykorzystanie najnowszej innowacji, niż na pomysły mające samodzielnie zmienić rynek. I nie chodzi tutaj tylko o porażkę wspomnianego SegWaya, która wielu nauczyła pokory.

Im bardziej rewolucyjny pomysł tym większych nakładów wymaga jego wdrożenie i tym dłuższy jest okres przygotowań, prototypu, alfy, bety, etc. A warunki się zmieniają, konkurencja i politycy nie śpią...


A czy Ty znasz jeszcze jakiś ważny dla biznesplanów cykl, którego pominięcie może być brzemienne w skutkach?


niedziela, 6 listopada 2011

MAB: w co inwestować cz. II


(www.sxc.hu)
Dobra inwestycja pre-IPO to nie tylko obiecujące dane dotyczące modelu biznesowego i osiągniętych wyników. To również, a nawet przede wszystkim – ludzie. Nie na darmo aniołowie biznesu wymagają w dokumentach składanych przez firmy szczegółowych CV i referencji. W końcu pomysł to zdaniem większości z nich raptem 5% sukcesu...

Prawdziwy biznesmen jest twardy, zdecydowany, bezwzględny dla rynku i konkurencji... Taaaa, tego się dowiesz słuchając przedsiębiorców, kiedy mówią o biznesie (w sumie: o sobie). A czego, po odłożeniu na bok bajek o jaskiniowych wojownikach XXI wieku, oczekuje od przedsiębiorcy osoba, która zainwestuje w jego biznes?

Greed is good?
Większość osób prowadzących własną działalność prowadzi ją dla pieniędzy. Dlatego na lata będzie to jednoosobowa działalność/jednoosobowa spółka z o.o. Firmy, które mają odnieść sukces zakładane są przez ludzi, którzy dążą do sukcesu. Nie wierzysz? Sprawdź historię Zuckerberga, Gatesa, Jobsa...

Ludzie chciwi zbyt często zmieniają front widząc okazję do natychmiastowego wzbogacenia się. Dla nich jesteś tylko głupim/naiwnym facetem obdarzonym zbyt wielkim portfelem.

Z żądzą sukcesu związane są nie tylko kwestie finansowe, ale również społeczne: status, znaczenie w lokalnej społeczności, czasem w polityce. To właśnie one gwarantują, że osoba, w którą inwestujesz swoje zasoby i nadzieje nie narazi Cię zbytnią zachłannością na straty.

Moralność ma znaczenie dla przyszłości Twojego biznesu. Inwestujesz, by zbudować wielką firmę, może nawet korporację. Wielkie firmy nie mogą działać wprost niezgodnie z prawem bądź oszukiwać klientów – pomyśl co na to konkurencja, dziennikarze i konsumenci? Głupi żart na facebooku i Nestle traci miliony w kilka dni...

Elastyczność czy upór?
Inną ważną cechą dobrego przedsiębiorcy jest elastyczność. Każdy jest w stanie zachwycić się genialnością własnych pomysłów i upierać się przy swojej, jedynie słusznej (bo autorskiej) wizji działalności przedsiębiorstwa.

Bogu dzięki, w życiu jest tak, że to rynek (konsumenci) decyduje o tym, co firma ma oferować. Przedsiębiorca ma bardzo małe szanse narzucić kupującym cokolwiek ze swojej wizji, jeśli nie jest ona przydatna konsumentom.

Rynek trzeba obserwować, zrozumieć i odpowiednio reagować na otrzymywane sygnały. Optymalizacja sprzedaży jest przecież najważniejsza i upieranie się przy swoim stanowisku nie zawsze jest sensowne, a i mało kiedy opłacalne.

Upór jest cechą dyskwalifikującą dobrą inwestycję. To po prostu źle pojęta wytrwałość.

Analiza czy synteza?
Najważniejszym zadaniem przedsiębiorcy jest podejmowanie decyzji. Informacji brak, a czasu mało. Dlatego też ważna jest umiejętność szybkiego wyciągania wniosków, szybkiej i treściwej prezentacji, doboru priorytetów. Syntezy tego, co już wiadomo.

Zauważ, że zdolności analityczne są pożądane przede wszystkim na stanowiskach średniego szczebla. Przedsiębiorca, czy też (w przyszłości) manager przede wszystkim ma za zadanie 'ogarniać' sytuację w firmie. Nie może brnąć w szczegóły, nie ma na to zazwyczaj czasu.

Specjalizacja, wszystkowiedza, czy może tylko sprzedaż?
Zaczynając od końca: biznes nie istnieje bez sprzedaży. Czy więc najważniejszą kompetencją szefa jest właśnie 'umiejętność wciskania kitu'? Tak jest w mikro i małych firmach, kiedy budżet nie pozwala na zatrudnienie profesjonalnego sprzedawcy a nieufny właściciel chce sobie pozostawić ostateczną decyzję co do każdych negocjacji.

Złote rączki i specjaliści od wszystkiego w ciekawej firmie ubiegającej się o Twoje pieniądze też nie są zbyt dobrym aktywem. Tak naprawdę nie da się zoptymalizować czasu i umiejętności tych ludzi, zapewnić im ciągłości realizowanych zadań... To kolejna cecha prowadzących małe bzinesiki, które pozostaną małe.

W biznesie istnieją 3 podstawowe typy osobowości: organizatorzy, marketingowcy i sprzedawcy. Jak łatwo się domyślić w firmie, która ma za kilka lat wejść na giełdę lub zostać sprzedana większej konkurencji 'przewodnią rolę' powinni odgrywać przede wszystkim organizatorzy.

Przed optymistą świat stoi otworem,
pesymista wie, który to otwór...
(www.sxc.hu)
Optymiści mają lżej...
a przynajmniej tak im się wydaje. Łatwo ulec pozytywnemu wrażeniu wywieranemu przez osoby entuzjastycznie nastawione do otoczenia. Niestety, jak mówi doświadczenie: najczęściej optymizm sprzyja słomianemu zapałowi. Kiedy okaże się, że przyszłość firmy została z uśmiechem w oczach przeszacowana okazuje się, że gdzieś indziej jest nowy, bardzo absorbujący powód do zadowolenia.

Pesymiści wbrew pozorom ciągną swoje biznesy dłużej niż faceci w różowych okularach. Spodziewają się trudności – i je mają. Czyli plan jest wykonywany ;). Niestety takie życie prowadzi do szybkiego wypalenia, stresu i rezygnacji. Nie wiem jak Ty, ale ja nie chcę oddawać swoich pieniędzy komuś, kto przewidział jutrzejszy koniec świata.

Tak jak w kwestii uporu: najważniejsza jest elastyczność. Jest jak jest, pracujemy żeby było lepiej. Z wizją optymistycznego końca, ale i spodziewając się chwil ze snów pesymisty.

Czy dusigrosz jest dobrym przedsiębiorcą?
90% startupów upada ponieważ budżet okazał się 'za krótki'. Jest to związane przede wszystkim ze współczesną przesadną wiarą w siłę marketingu, na który nierozsądnie przeznacza się zbyt duże i nie do końca prawidłowo rozplanowane sumy.

Z drugiej strony – jesteś w tej firmie właśnie ze względu na potrzeby kapitałowe (nom, nie tylko ze względu na urodę ;) ). Prawdopodobnie nie chciałbyś, by Twoje pieniądze zamieniły się w wizytówki i Jaguary prezesów. Ale wiesz dobrze: bez inwestycji nie ma rozwoju.

Oszczędność jest nie tylko oznaką świadomości i odpowiedzialności finansowej – jest też największą kapitalistyczną cnotą. Skłania do częstszych negocjacji, budżetowania i planowania. W końcu jedno z kryterium racjonalności ekonomicznej mówi: osiągnij cel jak najmniejszym nakładem.

Złoty środek
Jest taka kategoria przedsiębiorców, którym Kevin O'Leary mówi: „I'mgonna buy the whole comapny, then I'm gonna fire you!”.

Są to przede wszystkim ludzie pozbawieni elastyczności. Bezwzględnie chciwi bądź bezwzględnie oszczędni – nieustępliwi i nie biorący pod uwagę zmieniających się jak w kalejdoskopie okoliczności. Zamiast pewności siebie prezentujący jedynie radosną bezczelność.

Za stary, za młody...
Nie wiem czy zauważyłeś, ale większość z tych cech przejawiają dwie grupy bardzo często zgłaszające się do informal investors: właściciele odwiecznie małych biznesów i ludzie młodzi, najczęściej świeżo po studiach.

Tak, jedni przeceniają swoje ciężko zdobyte doświadczenie w prowadzeniu budki z lodami, spodziewając się, że prowadzenie firmy mającej 30 pracowników to coś porównywalnego z prowadzeniem budki z lodami x30. Prowadzenie mikro-biznesu ma się nijak do spółek 'udziałowych'.

Drudzy zbytnio uwierzyli NLPowskim doradcom od 'rozwoju osobistego', których doświadczenie zawiera się w słowach 'robi biznes mówiąc jak robić biznes, mówiąc jak robić biznes, mówiąc jak robić biznes, mówiąc jak robić biznes...' (nota bene: jaki to świetny schemat!).

Golden Boys
Ostatnią kwestią, nad jaką zastanawiają się inwestorzy jest track record przedsiębiorcy.

Podręczniki wydawane przez stowarzyszenia inwestorów na całym świecie mówią, że należy szukać okazji szczególnie wśród osób z CV pełnym awansów i sukcesów bacznie zwracając uwagę na wszelkie porażki. Nazywają to poszukiwaniem gwiazd.

Oczywiście każdy inwestor przyjmuje inną strategię, ale osobiście uważam, że w polskich warunkach, kiedy 90% osób starających się o finansowanie to studenci i świeżo upieczeni absolwenci należy zwracać uwagę na osoby, które zaliczyły w swojej biznesowej karierze jakiś upadek. 


Nie chodzi oczywiście o ludzi, którzy czego się nie tkną – wszystko spie***. Ale negatywne doświadczenia mają jedną ważną zaletę: sprzyjają nauce.

Choćby dlatego, że uczą pokory, a w biznesie tej nigdy za wiele...


wtorek, 1 listopada 2011

Podsumowanie paryskich wakacji + październikowy bonus



Ostatnie cztery miesiące były dla mnie bardzo udane. W czerwcu prewencyjnie wycofałem swoje zasoby z GPW, dzięki czemu uniknąłem ostatnich spadających noży. Z drugiej strony skorzystałem dodatkowo na Donkowej zdolności zaciągania długów i niespotykanym o tej porze roku osłabieniu złotego... Zoptymalizowałem moje pozostałe inwestycje, zaprojektowałem nowe. A do tego zyskałem nowy zawód: glazurnik ;). To były cztery wyjątkowo ciekawe miesiące...

Im więcej pracujesz...
tym więcej masz czasu dla siebie. To dziwne, ale tak właśnie się czujesz wstając o 5.00 i biegnąc do najbliższej stacji metra rozklejać reklamy. Później szybciutko zbierasz się na budowę, gdzie odpoczywasz przed zasuwą na zmywaku w Irańskiej knajpie. W sumie jakieś 10 godzin audiobooków :) - kiedy ostatnio udało Ci się tyle czasu dziennie poświęcać na swój rozwój?

W międzyczasie tylko rzut oka na tv i net, kilka minut na rozmowę z dziewczyną na FB i godziny na zastanawianie się nad sobą. 26 urodziny obalone, czas na zmiany :). Ale rewolucji (jak mi się zdaje) nie będzie...

Zmiany w portfelu – czystka pomaga zwiększyć płynność
Wyjeżdżając wiedziałem, że nie mogę liczyć na dostęp do internetu będąc w pracy. Aby uniknąć ścinania stopów w jakimś zamieszaniu pozamykałem wszystkie pozycje (z zyskiem) i założyłem kilkanaście lokat. Zebrałem sprawozdania finansowe od moich inwestycji, ustaliłem zasady komunikacji na czas wyjazdu, i wybrałem się na lotnisko :).

Po zastanowieniu się i analizie sytuacji w moich pozostałych inwestycjach zdecydowałem, że z 2 się wycofuję, a ostatnia (najnowsza) dostaje na razie duży znak zapytania. Jak statystycznie to wygląda?

Na firmie budowlanej jestem 50% zainwestowanych pieniędzy w plecy. A i tego nie jestem pewien, mam wrażenie, że jestem okłamywany... Na innej działalności handlowej – 12% w skali roku do przodu, czyli jest dobrze, ale nie ma już siły, która nadałaby temu rozpęd...

Najmłodsza firma (produkcyjna) pada natomiast ofiarą własnego sukcesu. W czerwcu udało nam się podpisać kontrakt z dużym resellerem – który oczywiście nie tylko nie płaci na czas, ale i stosuje różne sztuczki aby nam namieszać w księgowości. W międzyczasie zdecydowaliśmy się na zmianę profilu produkcji - i ta zmiana okazała się strzałem w dziesiątkę. Tylko teraz trzeba 'na gwałt' szukać pracowników...
http://www.tour-eiffel.fr/
(Hasta la vista, baby!)

Zmiany w planach na przyszłość
Przebywając w Paryżu zdałem sobie sprawę jak dalece nie pasuje mi 'klimat' Lublina. Nie pasuję do tutejszej mentalności, w której niepowodzenia zawsze są winą 'onych', a 'my', żeby z 'onymi' konkurować musimy kłamać i oszukiwać. Wolę poszukać czegoś innego, weselszego.

Poważna rozmowa z dziewczyną i kilkoma osobami, których opinia się dla mnie liczy i decyzja została podjęta. Cele rozważane to Rzeszów i Łódź (dzięki mojemu pierwszemu wspólnikowi, dzisiaj Łodzianinowi pełną gębą ;) ), mniej atrakcyjny cel trzeciego rzędu to stolica (totalnie bez entuzjazmu).

Oczywiście wiąże się to z zaczynaniem 'wszystkiego' od nowa, ale akurat mnie to nie przeraża. Jedyna w tym momencie inwestycja i tak działa 200 km od mojego miejsca zamieszkania, a gotówka zostanie podzielona na fundusz na zakup mieszkania i fundusz na kolejną inwestycję.

Co za miesiąc?
Ale do przeprowadzki jeszcze około 7-8 miesięcy, więc czas zająć się bardziej 'przyziemnymi' sprawami. Przygotowania do opuszczenia Lublina zaczynam od akcji pod kryptonimem „allegro” - przygotowałem sobie już szablony i zaczynam wyprzedaż. W całości spieniężę te kolekcje które słabo zyskują na cenie, będą trudne do zamknięcia bądź po prostu nie są mi bliskie. Z pozostałych kolekcji sprzedam tylko duble. Jeśli z tej sprzedaży pokryję koszty przygotowania i samej emigracji to będę zadowolony.

Umówiłem się na spotkanie z księgową, żeby ustalić najrozsądniejszy podatkowo sposób regulacji mojego udziału w ostatniej inwestycji, który nie będzie mi przeszkadzał w podjęciu 'normalnej' pracy w nowym miejscu zamieszkania. Zbyt wiele poważnych osób nakłania mnie do podjęcia pracy na etat po relokacji, żebym puścił to mimo uszu.

Ale z własnej 'działalności' też wcale nie zrezygnowałem, ale zmieniam jej charakter, czyli tutaj też szykuję przeprowadzkę – do internetu. Ostatnią poważną stronę www zrobiłem ponad dwa lata temu, więc jestem na etapie chłonięcia nowej technologii. Pracy zamierzam wykonać sporo, ale bez pracy kołacze są tylko w parlamencie...

Ambicje w kąt
W związku z ogłoszeniem wielkich planów przeprowadzkowych bajki takie jak doktorat muszą odejść w zapomnienie. Kiedyś i tak sobie ten tytuł kupię, ale do niczego bardziej sensownego niż łechtanie własnego ego mi on nie posłuży... Szkoda czasu i pieniędzy :).

Swoją chęć do prowadzenia własnej działalności też w kąt odkładam na jakiś czas przenosząc się w mniejszej skali do netu. Etat najbardziej będzie mi potrzebny do ustabilizowania się w nowym miejscu i do... optymalizacji portfela. Kwotę odłożoną na zakup mieszkania podzielę na 2 i postaram się kupić dodatkową kawalerkę pod wynajem. Skoro mam zamiar pomagać innym – muszę mieć z czego ;).

W ten sposób zbuduję sobie kilka kolejnych strumieni przychodu, które zabezpieczą mnie na przyszłość

Więcej szczęścia niż rozumu
Kilka wpłat na konto po 12K i sprzedawcy z mBanku dostają spazmów. Żeby w takiej sytuacji proponować komuś kredyt – nie wiem, czy to jeszcze głupota, czy już bezczelność?

Faktem pozostaje, że moje powodzenie bardziej wynika z głupoty nami rządzących niż przymiotów własnego intelektu. Z moich wcześniejszych wyjazdów wynikało, że po wakacjach eur tanieje – liczyłem więc zarobki w eur/pln ~ 3.5, a wymieniłem je ostatecznie powyżej 4.2.

Teraz jeszcze zostało wykorzystać to szczęście w szukaniu pracy (dotychczas na 'etacie' przepracowałem raptem miesiąc i sam się zwolniłem), bo projekty internetowe i allegro na pewno pójdą jak po maśle ;). Udało mi się dostać Indywidualną Organizację Studiów, więc czasu na dopilnowanie wszystkiego będę miał sporo...

A jakie plany Ty opracowałeś na nadchodzącą zimę?



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...