Dzięki 'roztropności' ustawodawcy we
Francji nie opłaca się dziedziczyć nieruchomości ani pieniędzy
na koncie. Podatek od takiego spadku może wynieść nawet ponad
połowę jego wartości! Z tego powodu w państwie niegdysiejszych
Franków powstał dosyć powszechny zwyczaj lokowania kapitału w
ruchomości: obrazy, rzeźby, starodruki... A wraz z nim – pokaźny
rynek i szanse na niezły zarobek.
Francja jest krajem, w którym każdemu
wnętrzu charakter nadaje sztuka, a to co właściciel umieści w
mieszkaniu jest często warte więcej niż samo lokum. Na
ścianach, w witrynach, na podłodze – wszędzie znajdziesz drobne
przedmioty, które niczemu nie służą, poza upiększeniem
pomieszczenia. Ta miła odmiana, tak różna od polskich
'funkcjonalnych' łysych ścian, od czasu do czasu nudzi się
właścicielom, którzy wprowadzają swoje bibeloty na rynek. Jak i
gdzie ich szukać?
Na raz: brocantes, czyli mobilne
antykwariaty
Najpopularniejszą we Francji metodą
pozbycia się różnych przedmiotów, które mogą stanowić dl kogoś
jakąś wartość są brocantes, czyli uliczne targi organizowane co
jakiś czas przez miejscowych wyspecjalizowanych handlarzy. W
brokantach sprzedającym może zostać tylko kupiec zrzeszony w
odpowiednim stowarzyszeniu, co ma gwarantować profesjonalną 'obsługę' tego typu wydarzeń.
Na takich targach znajdziesz wiele
ciekawostek: rzeźby, obrazy, książki, rękodzieło i pamiątki z
podróży, meble, a nawet takie cuda jak części zdemontowane z
przeznaczonych do rozbiórki okrętów. Już na pierwszy 'rzut oka' –
drogo. Ceny niemal zawsze można negocjować do 20-30% zniżki, bo są
obliczone na amerykańskich i japońskich turystów.
Najdrożej jest na targach odbywających
się w każdy weekend przez cały rok – na przykład
najpopularniejszy wśród turystów Marche aux Puces de Vanves
oferuje kicz w cenach nawet o 50% wyższych niż 'stacjonarne'
antykwariaty na wyspie św. Ludwika.
Większość stowarzyszeń ma jednak
indywidualne kalendarze, obliczone najczęściej na dwa 'sezony':
wiosenny i jesienny (z przerwą na czas wakacji). Brokanty odbywają
się wtedy średnio co dwa-trzy tygodnie, a czas pomiędzy nimi kupcy
wykorzystują na uzupełnienie zapasów podczas vide greniers...
Na dwa: vide-greniers, czyli wietrzenie
strychów
V-G to francuska wersja amerykańskiej
'wyprzedaży garażowej' czy niemieckich 'wystawek'. Co kilka
miesięcy merostwo zaprasza mieszkańców dzielnicy do sprzedawania
przy chodniku rzeczy, które mają wyrzucić, a mogłyby się one
komuś przydać. Po uiszczeniu drobnej opłaty (merostwo zatrudnia
porządkowych i sprzątających na większych v-g) i wylegitymowaniu
się dowodem zameldowania w 'tutejszym' bloku możesz postawić na
przydzielonych Ci kilku metrach kwadratowych co tylko zechcesz.
Poza większością towarów dostępnych
również na brocantach znajdziesz tutaj wyprzedawane przez
dorastające dzieci kolekcje kart, gier, płyt, elektroniki (czasem
kradzionej), komiksów... Kobiety wyprzedają biżuterię, ubrania,
porcelanę, srebra i szkła, mężczyźni często pozbywają się
akcesoriów tytoniowych i alkoholowych.
Dla kobiet szczególnie atrakcyjne
powinny być tzw. vide placard, co tłumaczy się jako 'wietrzenie
szafy' (i więcej chyba tłumaczyć nie trzeba ;) ). Inną odmianą
są również wyspecjalizowane marche aux livres, czyli targi
książek i starodruków (też: znaczków, pocztówek i innego
badziewia papierowego).
Jeśli tylko trafi się możliwość 'rzucenia okiem' na vg poza Paryżem – zachęcam! Ceny czasem nawet
dziesięciokrotnie niższe, lokalne rękodzieło (np. w Pau –
baskijskie, w Valenciennes – belgijskie, etc..) i sam klimat...
Kilka lat temu w miejscowości Vienne (do której trudno dojechać ze
względu na homonimię z K.u.K. Vienne/Vien) miałem ochotę wykupić z
3/4 stoisk w całości :).
Jak jest z cenami? Dobrze. W tym roku
udało mi się kupić kolekcję 10 tłoczonych puszek whiskey –
seria Bowmore Islay Legends – za... 2 eur. W nienaruszonym stanie,
w jednej nawet była flaszeczka, niestety pusta ;). Udało mi się
kiedyś kupić sygnowany stolik, coś pomiędzy Bauhausem a De Stijl,
za 150 eur. W antykwariacie kosztowałby z 500, a na Vanves z 600
eur.
Na trzy: antykwariaty, butiki i
bukiniści
Ostatnimi ciekawymi miejscami dla
kolekcjonera są antykwariaty, w zdecydowanej większości dające
pisemną gwarancję autentyczności sprzedawanych w nich przedmiotów.
Niestety ta gwarancja kosztuje i najczęściej cena przekracza
znacznie wyceny z fachowych czasopism.
W przypadku niektórych kolekcji (np.
szkło czy mój 'konik' – minerały) warto szukać ciekawych
butików innych niż te, które znajdziesz w podziemiach Luwru. Na
przykład na wspomnianej już wyspie św. Ludwika znajdziesz świetniezaopatrzony sklep z minerałami i meteorytami – choć ceny tam też
mają nie z tej ziemi...
Ostatnim miejscem wartym odwiedzin są
bukiniści, czyli handlarze książek i starodruków znad Sekwany
(szczególnie Cote des arts przy Pont Marie). Ci ludzie dobrze znają
się na swoim fachu i naprawdę wartościowych rzeczy nie sprzedają
tanio. Tych mniej wartościowych też nie sprzedają tanio, ze
względu na ciążące na nich podatki.
Na cztery: internetowi mają...
przyjaciół offline
Francuzi mają w życiu ciekawsze
rzeczy do robienia niż siedzenie przed telewizorem/komputerem.
Dlatego też eBay w tym kraju nie oferuje niczego specjalnego, jest
wręcz ubogi. Jeśli już uprzemy się na jakieś zakupy za
pośrednictwem tego portalu, to coś ciekawego możemy upolować co
najwyżej w sekcji 'porcelana'.
Sprzedaż niebezpośrednią opanowało
niegdyś świetne czasopismo 'Antiquites brocante'. Dzisiaj
najbardziej interesujące są w nim ogłoszenia – cała
kilkudziesięciostronnicowa sekcja. Pozostałe tematy albo zostały
wyczerpane (ile można napisać o tym samym?) albo 'eksperci' się
ośmieszyli na łamach pisma i odeszli w niepamięć...
Tendencje, czyli co się dobrze
sprzedaje?
Podstawowa grupa towarów dobrze
'schodzących' to design powojenny. Modernistyczne meble, socrealizm,
bakelit... Jest tego na rynku dosyć dużo, podróbki są
nieopłacalne, a i kolekcjonerom łatwiej zebrać imponującą i
dającą się zamknąć kolekcję. Prym wiedzie tutaj jeden z odcieni
biżuterii bakelitowej – kolor, który było ciężko uzyskać
ówczesną technologią, więc był rzadko używany. Droższy
dziesięciokrotnie od 'zwykłego' bakelitu.
Wyjątkowe wzięcie ma tutaj również
wszystko co związane z Rosją i Związkiem Radzieckim. Francuzi
mieli już 'swoje' Indie, Afrykę, Amerykę Łacińską i kilka
innych skrawków świata, ale 'swojej' Rosji nigdy. Dlatego grażdanka
i prawosławie to tutaj synonimy 'orientu' i 'nieznanego'. W tym
kontekście najlepszą inwestycją na te wakacje było przytarganie
do Paryża kilkudziesięciu egzemplarzy czasopisma 'Hudożnik' (by
ZSRR, czasopismo wskazujące braci artystycznej co ma być i jak ma
być malowane/rzeźbione).
Trzecią możliwość zarobku daje
reklama: pudełka, etykiety, popielniczki, szyldy, karty telefoniczne
i czapki z szampana. Można czasem znaleźć sprzedawców z całymi
plikami reklam z gazet... Najczęściej są to reklamy perfum i
alkoholu.
W odwrocie natomiast są porcelana,
płyty winylowe i szkło artystyczne. To ostatnie szczególnie dzięki
niedawno uruchomionej w Rumunii manufakturze kopiującej Gallego na
masową skalę i 'odkryciu' marnej jakości produktów Swarovskiego i
tych z Murano. Cierpią na tym miłośnicy Baccarata i Lalique'a, ale
te akurat wytwórnie przesuwają produkcję w kierunku (kunsztownej)
biżuterii...
W kolekcjonerskim raju
trzeba też umieć się zachować.
Niemal wszystkie ceny można negocjować, także w sklepach i
antykwariatach. Nie polecam jednak jednej metody, którą
zaobserwowałem szczególnie często u Polaków: mówienia 'a tam
gość ma połowę taniej'. Otóż odpowiedź jest prosta – skoro ma
o połowę taniej to idź kup u niego! Po takim tekście możesz zapomnieć
o dalszych negocjacjach, ponieważ jest on uważany za próbę
skłócenia lokalnego środowiska.
Radzę też uważać na słowo marche,
ponieważ oznacza ono każdy możliwy 'targ': rybny, warzywny, z
częściami motocyklowymi czy narzędziami budowlanymi...
A jakie są Twoje doświadczenia i
spostrzeżenia z targów staroci za granicą?
P.S. Jeśli po przeczytaniu tego tekstu
myślisz, że mieszkam w muzeum, to niemalże się nie mylisz ;)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz