Podoba Ci się ten blog? Chcesz być na bieżąco z nowościami - subskrybuj kanał RSS... Co to jest RSS?

niedziela, 30 października 2011

Szkicownik Paryski #3: kolekcjonerski raj


Dzięki 'roztropności' ustawodawcy we Francji nie opłaca się dziedziczyć nieruchomości ani pieniędzy na koncie. Podatek od takiego spadku może wynieść nawet ponad połowę jego wartości! Z tego powodu w państwie niegdysiejszych Franków powstał dosyć powszechny zwyczaj lokowania kapitału w ruchomości: obrazy, rzeźby, starodruki... A wraz z nim – pokaźny rynek i szanse na niezły zarobek.

Francja jest krajem, w którym każdemu wnętrzu charakter nadaje sztuka, a to co właściciel umieści w mieszkaniu jest często warte więcej niż samo lokum. Na ścianach, w witrynach, na podłodze – wszędzie znajdziesz drobne przedmioty, które niczemu nie służą, poza upiększeniem pomieszczenia. Ta miła odmiana, tak różna od polskich 'funkcjonalnych' łysych ścian, od czasu do czasu nudzi się właścicielom, którzy wprowadzają swoje bibeloty na rynek. Jak i gdzie ich szukać?

Na raz: brocantes, czyli mobilne antykwariaty
Najpopularniejszą we Francji metodą pozbycia się różnych przedmiotów, które mogą stanowić dl kogoś jakąś wartość są brocantes, czyli uliczne targi organizowane co jakiś czas przez miejscowych wyspecjalizowanych handlarzy. W brokantach sprzedającym może zostać tylko kupiec zrzeszony w odpowiednim stowarzyszeniu, co ma gwarantować profesjonalną 'obsługę' tego typu wydarzeń.

Na takich targach znajdziesz wiele ciekawostek: rzeźby, obrazy, książki, rękodzieło i pamiątki z podróży, meble, a nawet takie cuda jak części zdemontowane z przeznaczonych do rozbiórki okrętów. Już na pierwszy 'rzut oka' – drogo. Ceny niemal zawsze można negocjować do 20-30% zniżki, bo są obliczone na amerykańskich i japońskich turystów.

Najdrożej jest na targach odbywających się w każdy weekend przez cały rok – na przykład najpopularniejszy wśród turystów Marche aux Puces de Vanves oferuje kicz w cenach nawet o 50% wyższych niż 'stacjonarne' antykwariaty na wyspie św. Ludwika.

Większość stowarzyszeń ma jednak indywidualne kalendarze, obliczone najczęściej na dwa 'sezony': wiosenny i jesienny (z przerwą na czas wakacji). Brokanty odbywają się wtedy średnio co dwa-trzy tygodnie, a czas pomiędzy nimi kupcy wykorzystują na uzupełnienie zapasów podczas vide greniers...

Na dwa: vide-greniers, czyli wietrzenie strychów
V-G to francuska wersja amerykańskiej 'wyprzedaży garażowej' czy niemieckich 'wystawek'. Co kilka miesięcy merostwo zaprasza mieszkańców dzielnicy do sprzedawania przy chodniku rzeczy, które mają wyrzucić, a mogłyby się one komuś przydać. Po uiszczeniu drobnej opłaty (merostwo zatrudnia porządkowych i sprzątających na większych v-g) i wylegitymowaniu się dowodem zameldowania w 'tutejszym' bloku możesz postawić na przydzielonych Ci kilku metrach kwadratowych co tylko zechcesz.

Poza większością towarów dostępnych również na brocantach znajdziesz tutaj wyprzedawane przez dorastające dzieci kolekcje kart, gier, płyt, elektroniki (czasem kradzionej), komiksów... Kobiety wyprzedają biżuterię, ubrania, porcelanę, srebra i szkła, mężczyźni często pozbywają się akcesoriów tytoniowych i alkoholowych.

Dla kobiet szczególnie atrakcyjne powinny być tzw. vide placard, co tłumaczy się jako 'wietrzenie szafy' (i więcej chyba tłumaczyć nie trzeba ;) ). Inną odmianą są również wyspecjalizowane marche aux livres, czyli targi książek i starodruków (też: znaczków, pocztówek i innego badziewia papierowego).

Jeśli tylko trafi się możliwość 'rzucenia okiem' na vg poza Paryżem – zachęcam! Ceny czasem nawet dziesięciokrotnie niższe, lokalne rękodzieło (np. w Pau – baskijskie, w Valenciennes – belgijskie, etc..) i sam klimat... Kilka lat temu w miejscowości Vienne (do której trudno dojechać ze względu na homonimię z K.u.K. Vienne/Vien) miałem ochotę wykupić z 3/4 stoisk w całości :).

Jak jest z cenami? Dobrze. W tym roku udało mi się kupić kolekcję 10 tłoczonych puszek whiskey – seria Bowmore Islay Legends – za... 2 eur. W nienaruszonym stanie, w jednej nawet była flaszeczka, niestety pusta ;). Udało mi się kiedyś kupić sygnowany stolik, coś pomiędzy Bauhausem a De Stijl, za 150 eur. W antykwariacie kosztowałby z 500, a na Vanves z 600 eur.

Na trzy: antykwariaty, butiki i bukiniści
Ostatnimi ciekawymi miejscami dla kolekcjonera są antykwariaty, w zdecydowanej większości dające pisemną gwarancję autentyczności sprzedawanych w nich przedmiotów. Niestety ta gwarancja kosztuje i najczęściej cena przekracza znacznie wyceny z fachowych czasopism.

W przypadku niektórych kolekcji (np. szkło czy mój 'konik' – minerały) warto szukać ciekawych butików innych niż te, które znajdziesz w podziemiach Luwru. Na przykład na wspomnianej już wyspie św. Ludwika znajdziesz świetniezaopatrzony sklep z minerałami i meteorytami – choć ceny tam też mają nie z tej ziemi...

Ostatnim miejscem wartym odwiedzin są bukiniści, czyli handlarze książek i starodruków znad Sekwany (szczególnie Cote des arts przy Pont Marie). Ci ludzie dobrze znają się na swoim fachu i naprawdę wartościowych rzeczy nie sprzedają tanio. Tych mniej wartościowych też nie sprzedają tanio, ze względu na ciążące na nich podatki.

Na cztery: internetowi mają... przyjaciół offline
Francuzi mają w życiu ciekawsze rzeczy do robienia niż siedzenie przed telewizorem/komputerem. Dlatego też eBay w tym kraju nie oferuje niczego specjalnego, jest wręcz ubogi. Jeśli już uprzemy się na jakieś zakupy za pośrednictwem tego portalu, to coś ciekawego możemy upolować co najwyżej w sekcji 'porcelana'.

Sprzedaż niebezpośrednią opanowało niegdyś świetne czasopismo 'Antiquites brocante'. Dzisiaj najbardziej interesujące są w nim ogłoszenia – cała kilkudziesięciostronnicowa sekcja. Pozostałe tematy albo zostały wyczerpane (ile można napisać o tym samym?) albo 'eksperci' się ośmieszyli na łamach pisma i odeszli w niepamięć...

Tendencje, czyli co się dobrze sprzedaje?
Podstawowa grupa towarów dobrze 'schodzących' to design powojenny. Modernistyczne meble, socrealizm, bakelit... Jest tego na rynku dosyć dużo, podróbki są nieopłacalne, a i kolekcjonerom łatwiej zebrać imponującą i dającą się zamknąć kolekcję. Prym wiedzie tutaj jeden z odcieni biżuterii bakelitowej – kolor, który było ciężko uzyskać ówczesną technologią, więc był rzadko używany. Droższy dziesięciokrotnie od 'zwykłego' bakelitu.

Wyjątkowe wzięcie ma tutaj również wszystko co związane z Rosją i Związkiem Radzieckim. Francuzi mieli już 'swoje' Indie, Afrykę, Amerykę Łacińską i kilka innych skrawków świata, ale 'swojej' Rosji nigdy. Dlatego grażdanka i prawosławie to tutaj synonimy 'orientu' i 'nieznanego'. W tym kontekście najlepszą inwestycją na te wakacje było przytarganie do Paryża kilkudziesięciu egzemplarzy czasopisma 'Hudożnik' (by ZSRR, czasopismo wskazujące braci artystycznej co ma być i jak ma być malowane/rzeźbione).

Trzecią możliwość zarobku daje reklama: pudełka, etykiety, popielniczki, szyldy, karty telefoniczne i czapki z szampana. Można czasem znaleźć sprzedawców z całymi plikami reklam z gazet... Najczęściej są to reklamy perfum i alkoholu.

W odwrocie natomiast są porcelana, płyty winylowe i szkło artystyczne. To ostatnie szczególnie dzięki niedawno uruchomionej w Rumunii manufakturze kopiującej Gallego na masową skalę i 'odkryciu' marnej jakości produktów Swarovskiego i tych z Murano. Cierpią na tym miłośnicy Baccarata i Lalique'a, ale te akurat wytwórnie przesuwają produkcję w kierunku (kunsztownej) biżuterii...

W kolekcjonerskim raju
trzeba też umieć się zachować. Niemal wszystkie ceny można negocjować, także w sklepach i antykwariatach. Nie polecam jednak jednej metody, którą zaobserwowałem szczególnie często u Polaków: mówienia 'a tam gość ma połowę taniej'. Otóż odpowiedź jest prosta – skoro ma o połowę taniej to idź kup u niego! Po takim tekście możesz zapomnieć o dalszych negocjacjach, ponieważ jest on uważany za próbę skłócenia lokalnego środowiska.

Radzę też uważać na słowo marche, ponieważ oznacza ono każdy możliwy 'targ': rybny, warzywny, z częściami motocyklowymi czy narzędziami budowlanymi...

A jakie są Twoje doświadczenia i spostrzeżenia z targów staroci za granicą?

P.S. Jeśli po przeczytaniu tego tekstu myślisz, że mieszkam w muzeum, to niemalże się nie mylisz ;)...

czwartek, 27 października 2011

Pierwszy zjazd MBA ASBIRO: wszyscy kochamy Tada Witkowicza

Inteligentny, szczery, doświadczony facet z poczuciem humoru – a do tego wszystkiego właściciel małej fortunki... Dla niektórych będzie to wymarzony kandydat na męża, ale dla mnie to przede wszystkim wzór do naśladowania (nie tylko dlatego, że jest już żonaty ;) ). Tad Witkowicz, bo to o nim mowa, był gościem ostatniego zjazdu ASBIRO, w którym (dzięki uprzejmości Kamila Cebulskiego) miałem okazję uczestniczyć jako 'słuchacz' kursu MBA...

---
Wszystkich zaniepokojonych moim 'odejściem' uspokajam, nic mi nie jest, nie zapuściłem robotniczego korzenia za granicą ani nie zrezygnowałem z blogowania. Po tak długiej niezapowiedzianej przerwie czekałem tylko na dobry moment na 'relaunch' – i właśnie ten moment nadszedł :).
P.S. Szkicownik Paryski będzie kontynuowany na zasadzie retrospekcji...
---


Sobota:
Pierwszego dnia cztery grupy kursantów (dwie MBA i dwie KP) razem słuchały wykładu Tada. W części przedpołudniowej przede wszystkim poznaliśmy kto zdaniem najlepszego polskiego anioła biznesu jest idealnym przedsiębiorcą. Wielu słuchaczy było zaskoczonych...

Bo idealny przedsiębiorca zdaniem pana Witkowicza ma 30-40 lat, od 10 lat pracuje w tej samej branży i regularnie awansuje w ramach (najlepiej) tego samego przedsiębiorstwa. Kurcze, kolejny autorytet mówi mi, że 'lepiej' iść do pracy. Tym razem posłucham ;).

Po całej serii pesymistycznych, aczkolwiek trafnych uwag na temat cech i umiejętności dobrego biznesmena nadszedł czas na pytania i drugą część wykładu.

Jak króliki z kapelusza
na projektor wskakiwały kolejne dokumenty z logo Otago Capital czy Hub Angels opatrzone napisem 'highly confidential'. I choć samo to nie robi wielkiego wrażenia (google...), to sposób analizy danych, myślenia o biznesie we wszystkich jego aspektach i prezentacji sprawia wrażenie uczestnictwa w świetnym pokazie magii. Nagle człowiek z prowincji zdaje sobie sprawę ile jeszcze brakuje mu do czegoś, co nazywane jest 'wiedzą' i 'doświadczeniem'.

W trakcie dyskusji jednak rozmowa wróciła znów na temat 'budowania' osobowości przedsiębiorcy. Świetnie – poznaliśmy metodę rekrutacyjną Tada Witkowicza dzięki wspólnej analizie nadesłanych do jednej z jego inwestycji CV. I znów, wbrew przedsiębiorczościowej propagandzie sianej w polskim internecie okazało się, że studia mają dla poważnego biznesu ogromne znaczenie („i wszyscy znów ten marketing studiują, eh...”).

Niedziela
Pokaż co potrafisz!
W niedzielę nastąpiła dwukrotna zamiana miejsc. Najpierw warsztat przyjął formę, w której grupa odgrywała role inwestorów, a odważni prezentowali swoje projekty biznesowe i wystawiali się pod ostrzał pytań i zarzutów...

Analizy, propozycje współpracy, zmian, dyskusje i wymiana doświadczeń – gdzieś w Polsce zdarza się to w podobnym gronie? Już po kilku minutach przekonałem się, że ci ludzie nie trafili do ASBIRO przypadkowo.

Kiedy skończyły się pomysły (albo odważni) warsztat przyjął nieco inną formę: Tad Witkowicz usiłował nas przekonać do zainwestowania w jeden z biznesów zgłaszanych do Hub Angels Investment Group. Analizowaliśmy biznesplany, raporty i sprawdzaliśmy wyniki Due Dilligence.

Kot odwrócony...
Czyli na koniec coś o początku. Na początku sobotniego wykładu był networking przygotowany przez pana Grzegorza Turniaka (BNI Polska). Jako, że mój pociąg zaliczył 50minutowe spóźnienie nawet nie otarłem się o ten event, który wspominam tylko z 'kronikarskiego' obowiązku. Koledzy mówili, że było za ciasno i za krótko...

Ogólne wrażenia
są jak najbardziej pozytywne. Z niewielką przesadą można powiedzieć, że dla mnie spotkanie z Tadem Witkowiczem (którego dwa filmiki już zamieszczałem na tym blogu tutaj i tutaj) było bardziej 'przeżyciem' niż szkoleniem ;).

Tak jak pisałem wcześniej – większość dokumentów prezentowanych w ten weekend można samodzielnie wyszperać w necie. Ba, można nawet znaleźć i pobrać kilka książek o analizie dokumentów aplikacyjnych i samym procesie DD za darmo. Ale to nie dokumenty stanowią o jakości MBA w ASBIRO.

Jako humanista (nie tylko z wykształcenia) decydując się na udział w szkoleniu oczekuję nie tylko powiększenia mojego zasobu słownictwa o kilkanaście zwrotów, których nie zrozumie nikt z moich znajomych, ale też prowadzącego, który będzie umiał wyjaśnić, co te zwroty oznaczają.

W końcu produkt Tada był lepszy od konkurencyjnego, bo miał więcej światełek :D...

Czas na MBA? - Czas na MBA!
Po powrocie z Warszawy jestem już niemal w 100% pewien, że w 2012 roku zostanę 'studentem' MBA. Cena nie jest wygórowana, a sama Alternatywna Szkoła Biznesu (i czegoś tam :P) udowodniła mi, że jest warta zaufania.

Tym bardziej, że moje inwestycje powoli się rozkręcają... Ale o tym już kiedy indziej! :)

... it's good to be back!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...