Podoba Ci się ten blog? Chcesz być na bieżąco z nowościami - subskrybuj kanał RSS... Co to jest RSS?

środa, 30 marca 2011

Pierwszy pracownik – jak nie nabawić się bólu głowy

Prędzej czy później w każdej firmie pojawia się potrzeba znalezienia kolejnych rąk i głów do pracy. To doniosły moment w historii każdego biznesu. Ale też wybór nie zawsze jest szczęśliwy. W internecie znajdziesz przecież setki podpowiedzi, jak zrobić potencjalnego pracodawcę w balona w trakcie rekrutacji. Mam w rękawie kilka własnych doświadczeń, oraz kilka podpowiedzi  od znajomych - którymi dzisiaj się z Tobą podzielę.


Przemyśl swoje wymagania
Na początku przemyśl dokładnie jakie umiejętności chcesz wynająć od swojego pracownika. Jaką wiedzą powinien dysponować i czy w ogóle potrzebny jest Ci człowiek ze złymi nawykami i zwichrowaną psychiką z poprzedniej pracy? Ta ostatnia przypadłość dotyczy przede wszystkim sprzedawców.

Zastanów się, czy wiek, aparycja, stan zdrowia mają decydujące znaczenie na danym stanowisku? Przepisy antydyskryminacyjne niedługo zabronią Ci wpisywać wielu z tych charakterystyk w ogłoszenie, ale to Ty decydujesz do kogo zadzwonisz. Pewne czynniki będą miały wyjątkowe znaczenie ze względu na coś, co według biurw nazywa się:

Redystrybucja ;)
Czyli państwowe rozdawnictwo zrabowanych wcześniej pieniędzy. O co chodzi? PFRON, UP, fundusze unijne. Ze względów etycznych jestem przeciwny korzystaniu z takiego paserstwa, ale też nie uważam, że przedsiębiorca powinien obrażać się na rzeczywistość. A choćby refundacje PFRONowskie bardzo zmieniają warunki na rynku pracy w naszym kraju.

Z drugiej zaś strony nie polegaj przesadnie na refundacjach. Po pierwsze: zabierają trochę cennego czasu, po drugie: nie zawsze są dostępne, po trzecie: nie zawsze znasz 'tego i owego' i szanse na ich przyznanie maleją. Jeśli masz pewność, że znalazłeś wyśmienitego kandydata do pracy, który pozwoli Ci skorzystać z dofinansowania – masz jeden powód więcej, aby zatrudnić taką osobę.

Z rodziną tylko na zdjęciu...
Niestety, ale bardzo często zatrudniona rodzina ciągnie przedsiębiorcę do biznesowego grobu. Syndrom 'kuzyna szefa' niestety daje znać o sobie niemal w każdej firmie. Nie mówiąc już o urzędach.

Sam ostatnio dostałem od koleżanki pytanie 'dlaczego nie zatrudnisz swojej dziewczyny?; przecież mógłbyś to zrobić..'. Z jednej strony ludzie mają do przedsiębiorców pretensje o nepotyzm, z drugiej dziwią się, że ktoś go nie uprawia. Dziwne.

Tak samo jak z rodziną sprawy mają się ze znajomymi. Chcesz się wkupywać w łaski kolegów, czy mieć dobrze działający biznes? Znajomi liczą, że na różne małe wpadki przymkniesz oko (tak samo jak rodzina). Z czasem wpadki kumulują się w błędy, a błędy w klęski...

Negocjuj Success Fee
Umowa o pracę jest najgorszą formą zatrudnienia z punktu widzenia przedsiębiorcy. Pracownicy oczywiście będą naciskać na taką prawną formę regulacji ich statusu. No cóż, jeśli nie możesz wprost zatrudniać na inny rodzaj umowy (najlepszym rozwiązaniem jest umowa agencyjna) trzeba pomyśleć o nieco bardziej skomplikowanym rozwiązaniu.

Tad Witkowicz proponuje obdarzać pracowników niewielkimi udziałami przedsiębiorstwa, w którym pracują. Podobne rozwiązanie polega na dołączeniu do etatu z minimum (określonym w skali Twojej firmy, niekoniecznie urzędową płacą minimalną) stałej comiesięcznej premii zależnej od wyników przedsiębiorstwa.

Taki pomysł na różnicowanie wynagrodzenia pozwala połączyć potrzebę bezpieczeństwa stałych wypłat ze strony pracownika, z potrzebą motywacji i rozwojowego nastawienia ze strony 'chlebodawcy'.

Uważaj na 'kreatywnych'
Nie wiem dlaczego, ale od jakiegoś czasu w dobrym tonie jest mieć w CV wpisane, że jest się osobą kreatywną i pomysłową. Najczęściej są to bzdury wyssane z internetu, jednak czasami niebezpieczeństwo, że trafiłeś na 'kreatywnego' jest wysokie. Prawdziwą kreatywność poznaje się po umiejętnym łamaniu schematów, więc zapytaj delikwenta 'na co czeka Snickers?', albo 'dlaczego M&M's rozpływa się w ustach a nie w dłoni?'.

O ile charakterystyka oczekującego na zajęcie stanowiska nie wymaga kreatywności, unikaj przesadnie pomysłowych pracowników. Kreatywni nie tylko często 'wiedzą lepiej', ale mają też do wszystkiego słomiany zapał. Kreatywność musi się wyszaleć i delikwent zamiast zrealizować jeden pomysł, wymyśla już kolejny – jest przecież 'kreatywny'. Trzeba Ci pracowników, nie myślicieli.

Dodatkowo 'kreatywni' często realizują się w społecznej roli clowna, co na dłuższą metę jest męczące i wcale nie sprzyja dobrej atmosferze w zespole. Szczególnie w ciężkich dla firmy czasach, które (obym się mylił) i tak nadejdą.

Sprawdzaj referencje
Nie daj się zakręcić ciekawym i bogatym CV ani błyskotliwymi odpowiedziami podczas rozmowy. Jeśli tylko masz możliwość - postaraj się zadzwonić przynajmniej do ostatniej firmy, w której pracowała dana osoba. Postaraj się przede wszystkim znaleźć przyczynę zmiany pracy.

-
Tutaj mała uwaga – nie przykładaj zbyt dużej wagi do rozwiązania umowy za porozumieniem stron. Zbyt często niezbyt uczciwi pracodawcy zmuszają pracowników do podpisania takiego 'porozumienia' aby ominąć obowiązek utrzymania okresu wypowiedzenia...
-

Nie zatrudniaj liderów, kreuj ich!
To, że każdy przedsiębiorca powinien oferować pracownikowi w miarę uczciwą i przejrzystą ścieżkę kariery to w dzisiejszych czasach już truizm. Postaraj się więc przedstawić sensowne możliwości rozwoju w ramach Twojej firmy.

Szczególnie atrakcyjnymi nabytkami są tutaj szeregowi z organizacji studenckich. Pokazali już, że przez jakiś czas są w stanie pracować za frytki i colę i sami się szczycą, że grzecznie słuchają rozkazów. Przewodniczącymi/prezesami/szefami takich organizacji się nie przejmuj. Mają przyzwyczajenie delegowania zadań, rozliczania etc. - ciężko im wrócić do słuchania rozkazów.

10 lat doświadczenia – g***o prawda!
Korpo paplanina gloryfikuje tzw. doświadczenie. Niestety najczęściej jest to tak naprawdę doświadczenie w pozorowaniu pracy i koloryzowaniu raportów pod wymagania przełożonych. Co z 'prawdziwym' doświadczeniem?

Brian Tracy powtarza na swoich szkoleniach, że 10 lat doświadczenia w CV oznacza 1 rok doświadczenia powtórzony jeszcze 9 razy. Jeden z moich klientów twierdzi, że 10 lat doświadczenia to najczęściej 1 rok doświadczenia w pracy, 2 lata budowania stereotypów pracowniczych i 7 lat rutyny. I te 7 lat jest kluczowe i najgorsze – rutyna jest podstawowym przeciwnikiem rozwoju...

Pytaj mądrzejszych od siebie
Na początek nie musisz zlecać przeprowadzenia rekrutacji wyspecjalizowanej agencji. Postaraj się o emeryta lub menadżera, który kiedyś pracował na stanowisku podobnym do oferowanego przez Ciebie. Zaoferuj mu za pomoc przy przeprowadzaniu rozmów jakąś rozsądną darowiznę ;) i zaczynaj dzwonić...

Mój kolega zapłacił takiemu 'asystentowi' 6k za 3 dni pracy. Dużo? Mało? Dzięki niemu zatrudnił dyrektora sprzedaży, który jednego dnia potrafi zarobić dla firmy 30k. Opłacało się.

Nie oceniaj książki po okładce
Akapit pasujący do serii o nauce na błędach. W jednej z moich firm-niewypałów zatrudniliśmy dziewczynę ze względu na... zdjęcia na nk. Akapit będzie krótki: 'dzwoniła' na numery nip, i dziwiła się, że nigdzie nie może się dodzwonić (śliczne CV, magister psychologii).

Powyższe wypociny powstały nie tylko na podstawie moich własnych doświadczeń, ale też po rozmowach z kilkoma ludźmi, którzy od kilkunastu lat zatrudniają... Nie wyczerpują oczywiście tematu, ale mam nadzieję, że chociaż odrobinę pomogą Ci w przeprowadzeniu efektywnej rekrutacji – czego Ci życzę!

P.S. Oddzwaniaj
Wielu poszukujących pracy narzeka, że po rozmowie nikt nawet maila nie napisze - nie został(a) Pan(i) przyjęty(a), ponieważ... Rozumiem, że jesteś zajęty i masz ważniejsze rzeczy na głowie, jednak nie chcesz chyba komunikować światu, że jesteś kolejnym chamem nie potrafiącym traktować ludzi z choćby odrobiną szacunku...


A jakie są Twoje doświadczenia z rekrutacją?


piątek, 25 marca 2011

Sponsoring – wyższa kultura reklamy

Kilka dni temu znajomy poprosił mnie o felieton do lokalnej gazety. Tematem miał być sponsoring organizacji pozarządowych. Lubię ten temat nie tylko ze względu na kilka lat doświadczenia po obu stronach 'branży'. Sponsoring jest bowiem bardzo elastyczną formą reklamy i utrzymywania dobrych relacji z tzw. otoczeniem (PR), która dobrze rozegrana potrafi dać wiele satysfakcji.

Marketingowy 'lewar'
Sponsoring jest najczęściej uważany za 'kolejną' formę reklamy. Pozwala realizować ciekawe kampanie promocyjne skierowane do bardzo dobrze określonej grupy odbiorców. Organizacji, które ubiegają się o wsparcie wielu firm jest przecież mnóstwo. Ale o dobry target może postarać się każdy w miarę rozgarnięty marketingowiec...

Podstawowe przewagi sponsoringu polegają przede wszystkim na niskim nakładzie (sponsor nie ponosi całkowitych kosztów promocji, a dzieli je z innymi dobroczyńcami) i oszczędności czasu i kapitału ludzkiego (kampanię realizują tak naprawdę sponsorowane organizacje). Z takiego punktu widzenia akcja sponsoringowa jest klasycznym przykładem 'lewara' pozwalającego osiągnąć poważny wynik małymi nakładami.

Dobry, czy tylko zyskowny?
Dobry biznes nie tylko przynosi sowity zysk, ale jest też przychylnie odbierany w swoim otoczeniu. Kto nie wierzy niech sprawdzi ceny akcji BP po katastrofie w zatoce meksykańskiej. 'Dobre' przedsiębiorstwa dbają o zapewnienie pracownikom ciekawych alternatyw spędzania czasu wolnego, dbają też o lokalną społeczność i jej rozwój.

Dbają cudzymi rękami – tak jest efektowniej, i skuteczniej. Budują pozytywny wizerunek, szacunek dla marki i dodatkową wartość do usługi czy produktu. Klienci kupując lubią wiedzieć, że pomagają biednym dzieciom, rozwojowi kultury czy przedsiębiorczości w swoim mieście, powiecie czy nawet kraju. A wszystko to kończy się większym, satysfakcjonującym zyskiem (i rozsądnymi kosztami w księgowości, co też ważne z punktu widzenia podatków)...

W zgodzie z sumieniem
Sponsoring jest jedną z form, jakie może przyjąć etyczna postawa w biznesie. Katolicka Nauka Społeczna podkreśla moralną odpowiedzialność przedsiębiorców za jakość życia współobywateli. Nie trzeba jednak nawet być osobą głęboko wierzącą, aby docenić wartość rozwoju niesionego w lokalnej społeczności – lokalnego patriotyzmu.

Przedsiębiorcy są od zawsze przodownikami w rozwoju regionu – tę prawidłowość podkreślali już nasi pozytywiści, choćby hołdując postaci przedsiębiorcy Wokulskiego, bohatera „Lalki” Prusa. Dzisiaj ideały społecznej odpowiedzialności przedsiębiorców realizuje jedna z najprężniejszych organizacji biznesowych w Polsce – Forum Odpowiedzialnego Biznesu.

Marzenia o lepszym świecie
Udział finansowy przedsiębiorców w programach i projektach stowarzyszeń i fundacji pozwala realizować niespełnione marzenia ich samych, jak i pracujących w organizacjach pozarządowych za darmo wolontariuszy. Pozwala ludziom odcisnąć pozytywne piętno w miejscu, z którego pochodzą i na którym im zależy.

Sponsoring to też ambicjonalna forma poprawienia świata i jego niedoskonałości. Pokonania urzędników i źle urządzonego państwa. W II Rzeczpospolitej, kiedy kwitła prywatna przedsiębiorczość – kwitła też filantropia. Biznesmeni fundowali szkoły, szpitale, sierocińce. Lata komunizmu niestety skutecznie wykorzeniły w nas takie odruchy...

Sponsoring się nie opłaca...
… marnemu menedżerowi czy przedsiębiorcy. Marny przedsiębiorca nie jest w stanie nawet wyrobić zysku, którym mógłby się podzielić bez straty dla firmy. Marny menedżer nie widzi korzyści z pracy wolontariuszy, przyjaznego wizerunku i pośredniego zwiększenia sprzedaży. Marny menedżer nie umie wykorzystać okazji, z którą przychodzą do niego potencjalni kontrahenci.

Nie jest elastyczny i nie potrafi negocjować z fundacją czy stowarzyszeniem, a czasem – o zgrozo! - nie starcza mu nawet profesjonalizmu na rozmowę z wolontariuszami bez poczucia wyższości. Nic dziwnego, że wielkie międzynarodowe koncerny coraz częściej decydują się kończyć współpracę z firmami, które nie mają nawet drobnego udziału w akcjach sponsoringowych.

Dać, nie dać?
To pytanie dla organizacji pozarządowych brzmi: być, czy nie być? Korzyści z udziału w sponsoringu są na tyle atrakcyjne, że świadomi przedsiębiorcy oczekują propozycji od stowarzyszeń i fundacji. Prawda jest jednak taka, że nie wszystkie propozycje odpowiadają strategii czy profilowi firmy.

Dlatego też należy podchodzić do sponsoringu profesjonalnie i wspierać te inicjatywy, co do których mamy osobiste przekonanie o ich poziomie i skuteczności. Zamiast typowo polskiego wspierania własnych, rodzinnych i znajomych fundacji i stowarzyszeń – warto będąc profesjonalistą zaufać profesjonalistom.

Odpowiedź jest więc (dla mnie) jasna – dać, ale z głową...


A co Ty myślisz o sponsoringu? Tak z punktu widzenia etyki, jak i optymalizacji podatkowej?


wtorek, 22 marca 2011

Pierwszy zjazd KP ASBIRO - pierwsze opinie

Kilkudziesięciu przedsiębiorców, kilku biznesmenów, masa wiedzy i kilka piw - tak w wielkim skrócie wyglądał mój debiutancki zjazd na Kursie Podstawowym ASBIRO. Najważniejsze, co przytrafiło mi się minionego weekendu to mała reorganizacja czaszko-mózgowia połączona z całkiem przydatną dawką wiedzy i postaw, których mi brakowało.

Jak obiecałem już wcześniej - nadszedł czas na pierwszą relację i moje mądrości ze spotkania Alternatywnej Szkoły Biznesu i Rozwoju Osobistego...

Sobota
Jan M. Fijor
Na otwarcie kursu Kamil Cebulski przygotował nam od razu wystrzał z potężnego działa - pierwszym wykładowcą, jakiego dane nam było słuchać został pan Jan Fijor. Posłuchaliśmy o pięciu największych wrogach początkującego przedsiębiorcy i o tym, że nie każdy do prowadzenia własnej firmy się nadaje, choć... przedsiębiorczość może być uśpiona w nas przez lata. Zakończeniem pierwszego wystąpienia była nasza runda auto-prezentacyjna, gdzie każdy miał okazję opowiedzieć o sobie w kilku zdaniach.

Paweł Urbański
Po przerwie wróciliśmy na wystąpienie chłopaka, który stracił wzrok w wieku 13 lat, a nie przeszkodziło mu to w zdobywaniu kolejnych wielkich szczytów (Spitzbergen, Mount Blanc i inne takie...) i prowadzeniu własnego, efektywnego biznesu. Paweł przede wszystkim motywował, wyjaśniał i pocieszał 'na zapas' :).

Integracja
Soboty tradycyjnie ponoć kończą się na wspólnym piwie, więc i tym razem nie mogło być inaczej. Nasza integracja miała dodatkowego plusa - mieliśmy okazję przenieść się do hotelu, w którym nocowali ludzie z równolegle pracującej grupy MBA i pogadać z 'wyjadaczami'...

Niedziela
Janusz Maruszewski
W niedzielny poranek kolejne uderzenie - człowiek, dzięki któremu Strefa Inwestorów i SIndicator miały okazję zaistnieć na rynku w obecnej formie. Mogliśmy poznać kulisy powstawania SI, znaczenie i metodę dobierania partnera biznesowego i doświadczenia Janusza w tej kwestii. Ale ciekawa autobiografia to nie jedyny atut tego wystąpienia. Druga część to rozbrojenie techniki darmowej próbki, analiza i bardzo elastyczne przykłady zastosowania cross- i up-sellingu w każdym biznesie B2C.

Paweł Biedrzycki
Czyli merytoryczna strona Strefy Inwestorów i SIndicatora. Było merytorycznie: Paweł podarował nam banalną (dlatego genialną) strategię inwestowania długoterminowego opartą na umiejętności czytania statystyki ze zrozumieniem (bez żadnych wskaźników i innych fundamentalnych syfów). A jak komuś mało i 'w gorącej wodzie kąpany' - dostał też taktykę jedno lub kilkudniowej spekulacji opartą na autorskim pomyśle Pawła - formacji Kata (nie, nie wygooglujesz tego).

Artur Król
Szczerze mówiąc najbardziej zaskakujące wystąpienie. Po coachu i NLPowcu spodziewałem się (pewnie nie tylko ja) sztampy: podskoków, wodotrysków, opowieści jacy to wszyscy jesteśmy zajebiści, etc. A tutaj dostaliśmy prosto w twarz, o tym jak robią nas w balona wszyscy macherzy od 'osobistego rozwoju'. O tym, dlaczego warto czasem z siebie zrobić idiotę, jakie kłamstwa kryją się za 'Sekretem' i jak się kończy nieodpowiedzialne stosowanie NLP (czy NLS, PUA i innych shitów) w ramach pomysłu na siebie.

Opinie: rozczarowanie i olśnienie
Sobota bardzo mnie rozczarowała. Pan Fijor zamiast opowiedzieć coś o swoim, bogatym przecież życiorysie, zainspirować czy pouczyć - mówił tylko 'znam', znałem', 'osobiście poznałem', 'jest taki'... Człowiek, który tyle osiągnął nie chce się ani słowem pochwalić. Do tego punchline'y znane słuchaczom Kontestacji... Nic nowego, nic fajnego - albo miałem wygórowane oczekiwania, albo wystąpienie nie było do mnie.

To samo tyczy się wystąpienia Pawła. Jakoś jestem przekonany, że nie tylko ja, ale i ludzie, którzy wysupłali te kilka złotych i jechali po kilka godzin do Wawy, którzy założyli lub niedługo założą własną działalność - są na tyle zmotywowani, że dodatkowa motywacja nie jest już potrzebna. Ale znów - może celem tych wystąpień było po prostu 'łagodne wejście' w samą ASBIRO, a ja oczekiwałem tylko suchych faktów...

Niedziela za to wciskała w fotel. Janusz przygotował się świetnie z prezentacją, anegdotami i dobrymi argumentami. Nawet ludzie, których nie interesuje e-biznes czy sprzedaż B2C słuchali z zainteresowaniem i zrozumieniem. Jeśli chodzi zaś o wystąpienie Pawła: wielu ludzi idąc na jakiekolwiek szkolenie liczy na łatwą i szybką receptę na sukces - i taką właśnie receptę otrzymali (przynajmniej częściowo).

Zakończenie dnia w wykonaniu Artura Króla było równie ciekawe. Nie tylko utwierdziłem się w swoich przekonaniach na temat całego biznesu coachów i trenerów, ale też dostałem kilka ciekawych rozwiązań do przemyślenia i stosowania w przedsiębiorstwach usługowych.

Wisienki na torcie
Jest ich kilka. Największym jest zestaw indywiduów, jakie mogłem poznać w te 2 dni. Potężna dawka informacji (choćby o tym, w której gminie nie zapłacisz niektórych podatków), poglądów, doświadczeń... Innym 'bonusem' jest strefa wiedzy - obiecano nam dostęp do setek nagrań z poprzednich grup (inne gr miały zajęcia z innymi przedsiębiorcami), nasze zabawy też były nagrywane 'dla potomnych'. Kolejny to oczywiście postawa wszystkich prowadzących i samego Kamila; każdego z nich można było zasypać publicznie i indywidualnie dowolną ilością dowolnie skomplikowanych pytań i dowiedzieć się 'tego i owego'...


Ciekawe, czy trafił tu ktoś z mojej grupy... :D


czwartek, 17 marca 2011

Mały Anioł Biznesu: Co zainwestować, nie mając ani grosza?

tak Google inwestuje w ludzi...
Inwestowanie w cudze firmy kojarzy się przede wszystkim z wielkimi środkami pompowanymi przez fundusze VC i pojedynczych Aniołów Biznesu w firmy w stadium start-up i pre-ipo. Jednak nie zawsze najrozsądniejszą formą pomocy, jaką możesz zaoferować nowo powstającej firmie jest oddawanie pieniędzy. Ostatecznie też nie tylko pieniądze są ważne w inwestowaniu...


Ogólnie zawsze można przyjąć, że zainwestować można to, co można też zmarnować. Na inwestycje można przeznaczyć coś, czego się aktualnie nie używa, lub co można zużyć natychmiast dla niewielkiej korzyści... Myślenie o inwestowaniu w kategoriach innych niż finansowe (pieniężne lub handlowe) przydaje się przede wszystkim w stadium negocjacji.

Nie wszystko złoto
Oczywiście pieniądz jest towarem o niemal nieskończonej płynności, dlatego też wszyscy dookoła walczą o Twoje oszczędności: banki, brokerzy, maklerzy... Kiedy więc pytamy się o inwestycje nasze myśli krążą wokół giełdy, forexu, kruszców. Ale w nowe firmy możesz inwestować nawet bez pieniędzy...

Zawsze masz co najmniej jedno wyjście więcej niż Ci się wydaje.

Zdolność kredytowa
Jeden z moich klientów jest dla mnie prawdziwą kopalnią wiedzy o inwestorach (ostatnio zdobył ćwierć miliona złotych na swoją firmę). Zaczynał od biznesiku, w który inwestor zainwestował swoją zdolność kredytową. Niezależnie od ustawień prawnych realny model tej inwestycji wygląda tak:

Inwestor na własne nazwisko (i firmę) wziął w banku kredyt inwestycyjny. W kroku drugim wykupił za pieniądze z kredytu udziały w spółce klienta. W kroku trzecim na podstawie podziału udziałów i kilku zastrzeżeń w umowie mój klient spłaca kredyt inwestora, dzięki któremu istnieje firma.

Pytanie – czy można mieć 'zdolność kredytową' nie mając pieniędzy? Częściowo tak (negocjowanie ze sprzedawcami dwa dni przed ich rozliczeniem premii motywacyjnej potrafi zdziałać cuda), jednak trzeba mieć przynajmniej historyczny obrót na koncie...

Wiedza i umiejętności
Kiedy nie wiemy jak skonkretyzować te dwie cechy mówimy 'doświadczenie'. Jednoosobowy Anioł Biznesu inwestuje wiedzę na temat dostępnych źródeł finansowania firmy spoza jego kieszeni (trzeba to traktować jako rozproszenie ryzyka, dywersyfikację). Ja na przykład nigdy nie mogę zrozumieć dlaczego kredyt na pierwszą firmę w BGK ma tak małe powodzenie. To samo z mezzanine...

Oczywiście inwestor ma możliwość inwestowania nie tylko wiedzy o bankach i funduszach oraz umiejętności negocjacyjne i pisania biznes-planów. Praca koncepcyjna, planowanie strategiczne – to klasyczne obszary pracy AB. Do tego oczywiście trzeba doliczyć każdą możliwą pracę jaką inwestor może wykonać lepiej niż inwestycja; szczególnie w sektorze B2B.

Wizerunek
Czasem można to nazwać też 'znajomościami'. Inwestor swoim wizerunkiem świadczy niejako przed innymi biznesmenami o powadze ofert pochodzących z danej firmy. Podstawowy powód, dla którego byli informatycy inwestują w firmy internetowe – są im w stanie wynegocjować o wiele lepsze oferty na przykład u ISP.

Oczywiście do wizerunku można też zaliczyć wspomnianą zdolność kredytową.

Inną inwestycją związaną z wizerunkiem jest zaangażowanie kolejnych osób (tych, którzy darzą inwestora zaufaniem i godzą się na przykład pracować pół roku za 20% płacy). Wielu AB ma kilku świetnych pracowników, których przenoszą ze sobą z firmy do firmy. Jedną z podstawowych dziedzin działalności wielu funduszy VC jest headhunting młodych wybitnych kandydatów na pracowników (najczęściej oczywiście informatyków). Sam inwestuję w handel, bo mam wielu znajomych dobrych PH, których zawsze wciągam do współpracy.

Inne aktywa
Zainwestować można komputery i urządzenia biurowe, samochód, piwnicę, garaż. Właśnie klient spłacający kredyt swojego inwestora zaczynał od garażu (mam nadzieję, że za kilka miesięcy będzie z tego niezłe success story, teraz lepiej nie zapeszać).

Gdybym miał kiedyś zarabiać na nieruchomościach, zrobiłbym to tak: 

wykupiłbym nieużywane piwnice w jakimś bloku lub kamienicy, uzbroił w elektronikę i np. klimatyzację; dorzuciłbym małą serwerownię i restroomy w stylu biur Google... I potraktował to jako inwestycję w 2, może 3 internetowe start-upy :) (zamienić biuro na udziały w firmie). Oczywiście kwota inwestycji byłaby nieco wyższa od zakupu dobrego apartamentu, ale potencjalny zwrot i możliwość wielokrotnego wykorzystania biur mnie przekonują.

Czas
Pieniądze stracone na jednej inwestycji można odzyskać na innej, wiedzę czy ewentualne moje 'piwniczne biuro' można wykorzystać wielokrotnie. Ale czasu nie da się ani odzyskać ani wielokrotnie wykorzystać. Zawsze go w coś inwestujemy (lub marnujemy); jest podstawowym kosztem alternatywnym.

Dlatego w inwestowaniu czasu AB najważniejsza jest oszczędność. Wielokrotnie, szczególnie przy prowadzeniu kilku inwestycji jednocześnie, lepiej będzie zorganizować zlecenie niż angażować się w rozwiązanie jakiegoś drobnego problemu samemu. Czas jest też jedynym aktywem wnoszonym do spółki, które nie podlega wycenie...

Pamiętaj, że inwestujesz w cudzą firmę, a nie tylko zostajesz wspólnikiem.

Memento
Oczywiście bogaci AB inwestują wyłącznie pieniądze i znajomości – jest to przecież najwygodniejszy sposób na pozbycie się kapitału i honoru ;). Fundusze VC również inwestują pieniądze swoich klientów i 'zrzeszeni' przez nie inwestorzy ryzykują tylko gotówkę.

Ale blogowy AB jest 'mały' i taki pewnie jeszcze będzie jakiś czas. Dopóki nie będzie mnie stać na to piwniczne biuro będę jeszcze długo pracował bardziej jako wspólnik do wynajęcia niż 'Anioł'...


Masz jakiś ciekawy pomysł – co, i jak, można zainwestować w cudzą firmę? Chętnie przeczytam :).

-
Tak korzystając z okazji: w środę w Lublinie na UMCSie szykuje się konferencja o manipulacjach finansowych... Myślę, że osoby zainteresowane swoim portfelem powinny przemyśleć swój udział - jeśli jesteś z Lublina i będziesz miał wolną środę - rozważ. Zapisy przyjmują tutaj (link). Wjazd za friko.
-


sobota, 12 marca 2011

Jak inwestują wielcy VI: Marc Andreessen


Co łączy Scribd, Skype, Groupon, Business Insider i Ning? Łączy je legenda człowieka, który jako pierwszy dodał do stron www grafiki, pomógł stworzyć protokół HTML i napisał kod pierwszej powszechnie używanej przeglądarki Mosaic... Panie i Panowie, dzisiaj specjalnie dla Was mała kompilacja od samego Marca J. Andreessena!

W 2004 roku majątek tego biznesmena został wyceniony na 253 miliony dolarów netto. Kilka lat później Marc z Benem Horowitzem założył fundusz VC, dzięki któremu trafił do rad nadzorczych Facebooka, Digg, Twittera, eBay i HP.

Pełną listę inwestycji Marca znajdziesz tutaj (link), a tutaj listę inwestycji jego funduszu VC (link).
Tutaj zaś znajdziesz oficjalną stronę funduszu Andreessen Horowitz (link). Warto ją odwiedzać regularnie choćby ze względu na regularne newsy i nagrania wideo.

Na dzisiaj wygrzebałem w necie ponad dwie godziny doświadczeń człowieka, przez którego ręce płyną i mnożą się miliony. W zasadzie aż trudno silić się na jakieś dodatkowe opisy Marca czy samych wywiadów, lista inwestycji i życiowe doświadczenie mówią same za siebie.

Jako pierwszy film na dzisiaj znalazłem godzinną rozmowę z Charliem Rose. Tutaj poznasz Marca i jego doświadczenia jeszcze nie jako inwestora, a jako przedsiębiorcy, który stworzył i sprzedał dwie firmy - a każdą za ponad miliard dolarów!


Drugą rozmowę prowadzi Adam Lashinsky. Tutaj Andreessen występuje już jako współzałożyciel funduszu VC i pozwala sobie na dyskutowanie np. na temat analiz, modeli biznesowych i przyszłości technologii, szczególnie mobilnych...


Trzecie wideo jest najświeższe - to spotkanie na 'Stanfordzie' z maja 2010 roku ze studentami, podczas którego Marc przedstawia swoją wizję skutecznego i atrakcyjnego start-up, wizję przedsiębiorczości w chmurach i zmiany, jakie zachodzą na rynku inwestycji VC.




Mam nadzieję, że dzięki Marcowi spędzisz kilkanaście ciekawych minut przy kompie w ten weekend :).

środa, 9 marca 2011

Nauka na błędach I: poddać się? to zbrodnia!

Jak obiecałem w lutowym quasi-podsumowaniu, tak też czynię. Co jakiś czas będę pisał o moich doświadczeniach biznesowych w kategorii porażki. Błędy i ich konsekwencje są zdaniem wielu nie tylko nieuniknioną, ale i najlepszą formą zbierania biznesowego feedbacku. Dlatego też mam nadzieję, że moje 'wpadki' i związane z nimi refleksje pomogą Ci planować własne przedsięwzięcia. Od kilku dni na blogu cisza, więc przygotuj się na dłuższy wpis w ramach rekompensaty...

Dzisiaj napiszę kilka słów o firmie, która przetrwała raptem kilka miesięcy. Żeby było weselej wcale nie padła ze względów finansowych - nic na niej nie zarobiliśmy, nic nie straciliśmy (no dobra, zarobiliśmy jakieś drobniaki). W tym wpisie będzie dużo wielokropków, bo chcę Cię trochę sprowokować do myślenia :).

Background
Po 3 latach organizowania i wpół-organizowania jednodniowych i jednotygodniowych eventów w organizacji studenckiej postanowiłem sobie powiedzieć 'dość'. Akurat trafiło się tak, że jeden z moich kolegów myślał podobnie. Przy whisky i grach planszowych w grudniu 2009 roku powstała nowa agencja eventowa, plan, kalendarz, nazwa, projekty... Nie pamiętam do której pracowaliśmy (o świcie wróciłem do domu), ale na pewno pamiętam, że hasło do serwera wchodziło mi tylko po 'szklaneczce' (kto studiował, ten rozumie).

Moim wspólnikiem został Mateusz, dzisiaj właściciel kilku przedsiębiorstw (ostatnio www.irongym.pl), i szkoleniowiec (Seed Camp AIP). Lubię kiedy ludziom, z którymi się zadaję, dobrze się powodzi...

Okazja od rynku
Pomysł był banalny, ale jak na wieś Lublin 'świeży' - robić dalej projekty studenckie, ale oprócz edukacji dołożyć do nich element rozrywkowy. Po kilkunastu miesiącach dobrej zaprawy wydawało nam się, że mamy wszystko czego potrzeba i biznesowy raj przed nami stoi otworem (nie wiedzieliśmy jeszcze, który to otwór). Najważniejsze było, że nikt niczego podobnego nie próbował w tym mieście zrobić.

Drugą okazję wykreował nam papież Grzegorz XIII szykując na 2010 rok weekend walentynkowy, czyli możliwość przygotowania większego uderzenia. Oczywiście konkurencja też pomogła, bo żaden z menedżerów lubelskich klubów nie wpadł na pomysł zorganizowania czegoś specjalnego z tej okazji. Wykorzystaliśmy więc tradycyjny model, w którym samorządy w zamian za darmowy pochlej 'nagrywają' stado do klubu - daliśmy ludziom 'coś więcej'.

Lekcja 1: starannie dobieraj wspólników
Jeden z naszych problemów polegał na tym, że jesteśmy z Mateuszem bardzo podobni: podobne ambicje, podobny styl myślenia, podobne preferencje, podobne zainteresowania, te same kontakty, te same umiejętności i wiedza. A na domiar złego – wzajemny szacunek.

Wyśmienita pożywka dla syndromu myślenia grupowego. Żadnej synergii, bo i skąd? Synergia w takim wypadku trafia się w kopaniu rowów, w końcu we dwóch można wyrwać ciężki kamień czy korzeń.

Budując firmę rozsądnym jest związanie się z osobą o innych doświadczeniach, innym podejściu, etc. Oczywiście nie osobą znikąd, ale też nie z bliźniakiem. Kłótnie mile widziane. Wszystko to sprzyja zwiększeniu możliwości obu partnerów biznesowych...

Lekcja 2: przyjaźń i biznes – to nie wychodzi
To zdanie jest nie tylko zaczerpnięte z książek Donalda Trumpa, ale też i z moich obserwacji. Najczęściej pierwsza porażka jest też ostatnim wspólnym przedsięwzięciem przyjaciół. Czasem nawet nie trzeba porażki, a tylko problemów przy rozliczaniu zysku...

Jeśli już zakładamy spółki, to najczęściej z przyjaciółmi, lub co najmniej dobrymi znajomymi. Dlaczego? Zaufanie sprzyja poczuciu bezpieczeństwa. A komu ufamy? Najczęściej ludziom podobnym do nas (patrz wyżej). Co gorsza przyjaźń jest sprawą emocji, a biznes sprawą logiki. Czymś dobrym w kategoriach emocji jest 'nie obrażanie kogoś', czymś dobrym w kategoriach logiki jest 'nie bycie fałszywym' (przedstawianie własnego stanowiska wprost).

Oczywiście nie wspominał bym o tym, gdyby i w naszym wypadku się to nie trafiło. Nie ma między nami negatywnych emocji (bo i nie ma powodów), ale whisky już też razem nie pijamy...

Lekcja 3: jeśli możesz, zrób to sam...
Outsourcing był ostatnio bardzo modny, ale niestety nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Jako dwóch osłów znających się na grafice (nawet zarabiających na niej) podjęliśmy decyzję o zleceniu projektów graficznych freelancerowi. Czekaliśmy zbyt długo, choć jakość była zadowalająca.

Ale znaczenie ostateczne ma co innego. Zlecenie podniosło koszty ogólne całego przedsięwzięcia o 25% (w złotówkach byłoby mniej efektownie: 200,- ). Koszt alternatywny był o wiele mniejszy – sami zrobilibyśmy to w kolejne kilka godzin następnego dnia. Jeśli można oszczędzić w łatwy sposób piątą część wydatków, to musisz skorzystać z okazji!

Wielu przedsiębiorców, z którymi się stykam zleca robienie różnych drobnostek 'bo im nie wypada'. Pół biedy jeśli ich na to stać. Ale często po prostu wolą ładniej napinać się do zdjęć niż zarabiać kasę. Ich wybór.

Lekcja 4: … szczególnie, jeśli się na tym znasz
Teraz część historii, na którą powinienem spuścić zasłonę milczenia...

Moja pierwsza działalność (która zresztą do dzisiaj istnieje) to agencja PR (i innych cudów), w organizacji przez 3 lata zajmowałem się przede wszystkim PR, studia też predestynują mnie w kierunku PR, a firma miała w nazwie moje nazwisko... A my nie mieliśmy nawet śladu strategii PRowej.

Była to świadoma decyzja. Skoro nie było konkurencji, to nasze słitaśne różowiutkie plakaty zalały miasto. Media same upomniały się o informację. Zamiast im ją dostarczyć, odesłałem ich do wspólnika.

W mediach ani razu nie pojawiła się prawidłowa nazwa organizatora...

Lekcja 5: nie przeceniaj swoich możliwości
Kiedy zaproponowaliśmy współpracę kilku klubom spotkaliśmy się z odpowiedzią, której się nie spodziewaliśmy. Zamiast rozsądnej kwoty płatnej z góry zaproponowano nam dwie opcje: udział w zyskach z bramki, lub samodzielną sprzedaż biletów, które dostaniemy za darmo. Błędem (dzisiaj oczywistym) było zgodzenie się na samodzielną sprzedaż biletów.

Ile mogliśmy sprzedać we 2, nie mając do tego żadnej sieci dystrybucji ani nawet równoległej strategii reklamowej? Ostatecznie sprzedaliśmy wszystko, ale i tak nie było to znacząco wiele ponad proponowany równolegle udział w bramce. A ile Mateusz się obiegał z tą zabawą, tyle mu w nogach zostało.

Lekcja 6: bądź baaaaardzo elastyczny
Teraz historia, jak przed oczami mignął nam sponsor za 10k. Elastyczność to taki biznesowy banał. Ale wcale nie chodzi tu o zróżnicowaną ofertę, pakiety i koszyki, czy też widełki akceptowalnych propozycji. Chodzi o alternatywy i substytuty propozycji.

Kilka tygodni przed imprezą pozytywnie na naszą ofertę zareagowały Browary Perła. Co ciekawe w programie weekendu były tylko 2 imprezy w klubie, jednak sami wycenili na 10k możliwość wejścia ze swoim piwem na te eventy..

Jak wiadomo kluby mają podpisane różne umowy, które ograniczają im możliwości współpracy z więcej niż jednym producentem. Niewiele myśląc w gorączce przygotowań pożegnaliśmy się z tą możliwością. A rozwiązanie było proste – wynajęcie osobnej sali i DJ'a + czasowe pozwolenie na sprzedaż alkoholu.

Klasyczny przykład braku myślenia outside the box...

Dobrze rozumiem tego pana... ;)
Lekcja 7: trzymaj partnerów na krótkiej smyczy
W końcu partnerzy trzymają Twoje pieniądze w łapach. Sprawdzanie i doglądanie są konieczne. Wielu początkujących przedsiębiorców tego nie robi, gdyż nie chcą być niemili czy też napastliwi. Jeśli jednak osoba, z którą współpracujesz nie ma nic złego w planach, to Twoje pytania lub obecność nie będą dla niej dyskomfortem.

W naszym wypadku sprawa wyglądała tak: jednym z elementów projektu były weekendowe kursy tańca. W planie były odwiedziny i porównanie ofert z 3 szkół, które mogły być zainteresowane współpracą. Plan skończył się, kiedy pierwsza szkoła zareagowała z ujmującym entuzjazmem. Umowa podpisana, idziemy robić swoje.

Sobota, idę na miejsce wszystko pomóc przygotować i zebrać bilety, a tu... Drzwi głucho zamknięte, klienci wku****ni, telefonu nikt nie odbiera. A w ramach bezczelności 'ktoś' na drzwiach napisał, że nasz event został odwołany... przez organizatorów. W zasadzie z zaskoczenia nie zdążyliśmy zareagować, oddaliśmy pieniądze i ładnie jak tylko umieliśmy przepraszaliśmy ludzi...

Co z tym można było zrobić? Czytaj dalej...

Lekcja 8: zabezpieczaj się
Jak się okazało później nad salą zdechł dach (!) i można było urządzić kurs tańca... na lodzie. Jeśli ktoś miał czas nakleić kartkę i zwiać, to mógł też zadzwonić. To już kwestia osobistej kultury i uczciwości (być może udałoby nam się znaleźć inną salę). Ale błąd tak czy inaczej tkwił też po naszej stronie.

Negocjując nie podpisywaliśmy żadnych umów wstępnych (na szczęście nikt nam się nie wycofał w trakcie). Nie rozmawialiśmy też o żadnej karze umownej za odstąpienie bądź nie zrealizowanie postanowień umowy w terminie. Nie mówiąc o zaliczkach.

Ostatecznie można wejść na drogę sądową i dochodzić swoich praw. Wtedy jeszcze nie miałem takiego doświadczenia, więc najzwyczajniej baliśmy się sądu (tak jakbyśmy to my zrobili coś złego :/...). Przede wszystkim ograniczała nas jednak forma prawna – sprawę musiałoby wytoczyć AIP, które użyczało nam osobowości prawnej, a to, przy spodziewanej kwocie rekompensaty, okazało się mało sensowne.

-
W odróżnieniu od ludzi, którzy robili mi na blogu trzodę pod usuniętym już wpisem nie będę nikogo z nazwiska oskarżał bez wyroku sądowego. Kto ma wiedzieć o jaką firmę chodzi - ten wie.
-

Lekcja 9: ciśnij, nie poddawaj się!
Ostatecznie, pomimo tych wszystkich głupot i przygód udało nam się doprowadzić do szczęśliwego zakończenia inne elementy zabawy: jogę, masaż, NLS, speed dating, spotkania ze stylistką i coś tam jeszcze... ;) Pojawił się drobny sponsor, wszystko poszło gładko. Ale dziura w kursach tańca pochłonęła cały potencjalny zysk – to były wydarzenia obliczone na większą liczbę osób, które miały przynieść przewidziane profity (+ sponsor, który nas przeskoczył).

Pretensji jakoś specjalnie nie mieliśmy do siebie, ale emocjonalnie zrównani z posadzką postanowiliśmy dać sobie chwilę oddechu. I tak oddech trwa do dzisiaj. Mieliśmy w planach jeszcze jedną próbę 'podniesienia' eventu, nawet z poważnym partnerem, jednak wszystko rozpełzło się po kątach. Ja rozpocząłem kolejną działalność, Mateusz zaczął kolejną działalność i nawet na spotkanie nie było już czasu.

W zasadzie nie ma żadnych ekonomicznych, czy nawet emocjonalnych przesłanek do 'nie kontynuowania' tej działalności. I to jest w tym wszystkim najbardziej przykre – czas i doświadczenie zostały zmarnowane. Poza tym, że obecnie obaj zarabiamy więcej, niż moglibyśmy liczyć na eventach :D.

Lekcja 10 bonusowa: pisz w Wordzie albo Writerze
Jeśli nie chcesz być jeleniem, jak autor tego wpisu – pisz posty w programie, który dokonuje autosave co jakiś czas...

-
OMG, po przeczytaniu tego wpisu zastanawiam się skąd się bierze w moich znajomych przekonanie, że mam jakiekolwiek pojęcie o biznesie...
-

Ciekawi mnie, czy któryś moich czytelników prowadził już kiedyś swoją firmę i jakimi wnioskami mógłby się z nami podzielić?


piątek, 4 marca 2011

Portfel: średnio-terminowe MCI Management [MCI] + eksperymenty z Simple SA [SME]

We wtorek 'kółko i krzyżyk' wybiło sygnał zakupu spółki MCI Management SA. Jako, że spółce przyglądam się od dłuższego czasu ze względu na jej 'podopiecznych' upewniło mnie to tylko we wcześniejszej decyzji o inwestycji w ten walor. Zgodnie z małą modyfikacją strategii odczekałem kilka sesji szukając końca mini-korekty i zainwestowałem - po 8,30 za akcję. Tak więc przyszedł czas na aktualizację portfela.

Spółkę MCI wybrałem nie tylko ze względu na dosyć dobre C/Z i C/WK, stabilny trend wzrostowy (roczny) i sygnał XO, ale też z nieco mniej zdroworozsądkowych względów... Czyli z osobistej przychylności dla misji tej firmy, i trochę dla własnej próżności, aby poczuć się trochę 'właścicielem' większego przedsięwzięcia wspierającego młode biznesy.

Sytuacja na MCI i decyzja
Technicznie sygnał zakupu pojawił się we wtorek. Wykresy bardzo podobne do Simple, wszystko wygląda dosyć bezpiecznie i wesoło ;). Spółka ma za sobą kilka udanych działań, można powiedzieć, że od pewnego pracownika naukowego UMCSu dostałem pozytywną rekomendację nie co do samej MCI, ale jej aktualnych inwestycji. Skoro firma prawidłowo realizuje swoją misję, jest warta zainteresowania. Jeśli chcesz poczytać więcej o MCI M SA - tutaj znajdziesz ich stronę.

Cena 10.03 wyznaczona metodą XO nie jest dla mnie przekonująca w tym momencie, ale to tylko moje marzenia. Jeśli kurs spadnie o 5% jednego dnia lub 7% w dwa dni z akcjami się pożegnam ze łzą w oku ;). Technikalia MCI Management widać na wykresach:
wykresy z serwisu czasnazysk.pl

wykres sporządzony za pomocą programu Power Trader

Na świecach niebieska linia to SMA 220, czerwona SMA 45. Z fundamentów C/Z = 1,38, C/WK = 6,30; więc nieco lepiej niż na Simple. Cieszy o wiele większa niż w przypadku SME płynność.

Modyfikacja strategii
Po lekturze kilku książek, rozmowach z bardziej doświadczonym inwestorem, przeglądnięciu Dziennika Inwestora i szkoleniu wprowadziłem dwie delikatne modyfikacje strategii.

Po pierwsze po sygnale zakupu na XO czekam 2-3 sesje z decyzją o zakupie. Jeśli trend wystrzeli na północ - cóż, bywa; zmienię obiekt zainteresowania. Jeśli rusza korekta szukam chorągiewki albo dna spodka. Najczęściej te 2-3 dni wystarczy. W ten sposób wchodzę poniżej ceny zakupu XO, w razie straty spadam z niższego pułapu, w razie zysku - pokonuję większą drogę, z większą premią.

Po drugie stawiam ostatniego stop lossa kiedy zyskam zwrot prowizji (czyli jego aktywacja będzie wyjściem na 'zero'). Dlaczego? Chcę się uczyć, ale nie chcę podejmować głupiego ryzyka. Takie zachowanie wymusiło na mnie większe zainteresowanie losami spółki (raczej chorobę informacyjną). Zyskał Dziennik Inwestora i moja świadomość i samoświadomość jako 'inwestora' giełdowego.

Czary na Simple SA
Dzięki wymuszonemu zainteresowaniu nauczyłem się rozumieć i uspokajać własne emocje i w miarę (jak na razie) skutecznie interpretować zachowania innych graczy. W przypadku mało płynnej spółki kluczowe okazały się dwie informacje: wolumen w odniesieniu do czasu i ruch cen bid/ask w trakcie dnia.

Wolumen w interwale 5min. pokazuje, że spółka ma swojego anioła, który wchodzi do gry po godzinie 15.00 i ratuje kurs. Dokonuje dużego (proporcjonalnie) skupu, który ma charakter 'macania' stop lossów graczy o słabszych nerwach i późniejsze podniesienie kursu w pobliże ceny otwarcia. Tak było dzisiaj: o 17.15 ścięte zostały stop lossy graczy, którzy podnieśli je na czas małej konsoli (16,00), w ciągu następnych pięciu minut kurs wrócił na -0,6% w stosunku do ceny otwarcia (16,59).

Jeśli ktoś handluje SME przed 15.00 najczęściej osiąga gorszy rezultat niż pod koniec sesji.

Druga ważna wartość to zestaw cen bid/ask w konkretnym momencie. Na tej spółce dzień zaczynał się prawie zawsze obroną kursu otwarcia - transakcje nie były zawierane i na świeczkach łyso, ale gra dosyć żywo toczyła się na niezrealizowanych zleceniach. Jeśli bid powtarzał się ponad 100x skutecznie ściągał kurs w ciągu dnia (przed 15.00). Jak na razie jestem przekonany, że grube misie będą macały jeszcze stopy do poziomu 15,50, a może nawet do 15.00, dobierając pakiety przed kolejnym wzrostem. Aż jestem zdziwiony, że jest taka jazda na wschód bez wyraźnego spadku...

-
To są oczywiście moje urojenia i przesłanki mojego postępowania - natomiast nie są to w żadnym wypadku "rekomendacje" w rozumieniu przepisów Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 19 października 2005 r. w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, lub ich emitentów (Dz. U. z 2005 r. Nr 206, poz. 1715). Proszę, kieruj się własnym rozsądkiem przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.
-

Co dalej?
MCI daję 4 sesje na wyjście ze spodka, w innym wypadku sprzedaję (prowizje już odrobiła). Simple poleci pewnie poniżej 14,99. Zysk będzie niewielki finansowo, ale kolosalny edukacyjnie. Choć też oczekuję max 2 tygodni konsolidacji przed skokiem - techniczne średnie muszą podejść pod wykres, żeby niektórych przekonać do zakupów...


A jak zaczął się marzec w Twoim portfelu?


środa, 2 marca 2011

Luty - miesiąc pępowiny

Wszyscy mają podsumowanie lutego - mam i ja :). Najkrótszy miesiąc w tym roku był dla mnie nadzwyczaj udany w sferze finansowej, trochę słabszy emocjonalnie i tragiczny dla bloga... Jednak nic nie przychodzi łatwo i tak na prawdę wielu moich znajomych dzięki dzisiejszemu tekstowi dowie się 'co u mnie'. Bo pracowałem ciężko i dużo. Ale po kolei...


MAB rlz!
Same powody do zadowolenia: jako freelancer zarobiłem sporo, do tego Simple niedługo zaliczy 16% zysku netto (choć dynamika wzrostów nieco przysiada). Samej wartości netto jakoś spektakularnie nie podbudowałem, ale to ze względu na wydatki - opłata na Kurs Podstawowy ASBIRO i łatanie zdrowia...

Biorąc pod uwagę wyniki finansowe jeden z moich projektów MAB rozłożył na łopatki wszystko, co dotychczas robiłem. Chwaląc się obleśnie powiem, że po zastosowaniu moich rad i restrukturyzacji przedsiębiorstwa jedna z moich inwestycji zarobiła na wszystkie inne, po czym dała jeszcze 100% zysku (3 miesiące planowania i przygotowań, miesiąc implementacji). Stosując na moim portfelu zasadę Pareto powinienem zaprzestać innego inwestowania, ale jest jeszcze za wcześnie na takie decyzje.

bez przesady...
Wiele się nauczyłem w lutym, szczególnie dzięki pracy 18-20 godzin dziennie. Choćby tego, że to niezbyt zdrowe (18 godzin przed kompem to niezły pain in the ass, a dokładnie nieco powyżej ass); okulistka powiedziała 'zapuszczony pan jak bezdomny', ciekawe jak mnie skomentuje ortopeda? Na same okulary rzuciłem 1 300 pln, na plecy ponoć czekają tylko ćwiczenia.

Przede wszystkim zmieniłem klientów, przestałem się nimi przejmować i doradzać za friko - klient nasz pan, jak chce mieć g**no, to dostanie g**no. Powoli oddalam się też od projektów, w które jestem z jakiegoś powodu zaangażowany inaczej niż finansowo. Zdałem sobie sprawę, że od 4 lat nie miałem prawdziwych wakacji ani urlopu, więc w tym roku możesz uznać mnie za niesłowną świnię, jeśli choć na tydzień gdzieś nie wyjadę.

Bloguś mój kochany ;)
Ucierpiał najbardziej - raptem 8 wpisów w lutym, to na prawdę mnie boli. Cieszy zaś powód - zapracowanie, a nie nieróbstwo. Powoli zaczynam zauważać pewne schematy jakimi sam się posługuję w komunikacji, analizuję też i staram się zrozumieć zachowania czytelników. A jak nie rozumiem pytam bardziej doświadczonych.

Dostaję coraz więcej pytań o projekt MAB. I ciągle nie bardzo wiem jak napisać coś, żeby nie napisać za dużo. Na prawdę nie obawiam się żadnej 'konkurencji', raczej puszczania w świat wiedzy zbyt istotnej, aby byle kto mógł z niej korzystać. Żeby się nie przechwalać, albo nie pisać znów postów, pod którymi będę musiał tłumaczyć co mam wspólnego z tematem, wpadłem na pomysł opisania swoich porażek. Mam nadzieję, że nie tylko będziesz miał okazję pośmiać się z mojej głupoty, ale też dobrze zapamiętasz płynącą z niej naukę.

buxy
Jako 'projekt' blogowy miały czekać co najmniej pół roku na podsumowanie - ale jest ono możliwe już teraz. Buxy bez mydlenia ludzikom oczu milionami 'pasywnych' dolarów są bezwartościowym dawcą nadziei i złodziejem czasu. Jeśli chcesz zarabiać w ten sposób, to nie okłamuj samego siebie: nie będziesz zarabiał na klikaniu w reklamy, a na naganianiu na to całych stad baranów. Ja mam po prostu swoje zasady i nie jestem prorokiem - nie opowiadam o pieniądzach, których choćby na własne oczy nie widziałem.

Konsekwencja strategii 'wynajmowania' jest taka: przy wymienianiu poleconych (na OnBux i NeoBux) po 2 dniach bez kliknięć kasy brakło na ostatnie przedłużenie. 'Klikalność' spada do 4 kliknięć tygodniowo, a system mydli oczy dając dodatkowe kliknięcia na dzień lub dwa przed datą ponownego wykupu (przedłużenia). Skutki tego mechanizmu widać na załączonym obrazku. Końcowa skuteczność kliknięć 7-13%, dotyczy to też właśnie wymienionych na 'nowych' refferali.

-
Od razu czuję polemikę Marcina z 'życia z odsetek' (w zasadzie z życia z 'klikania' a nie z odsetek :P ) na plecach. Nie neguję Twojego podejścia i tego co robisz, robisz to prawidłowo i masz rezultaty, za to należy Ci się szacunek, i jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek zapyta mnie o buxy wyślę go do Ciebie. Ja po prostu nie współpracuję z firmami, które nie są wobec mnie szczere, mam nadzieję, że to rozumiesz...
-

Na szczęście jestem w sytuacji, w której 120$ wrzucone na tę zabawę z pięty mi powiewa. Projekt zakończony stratą w tej właśnie wysokości.

pępowina i homeopatia
We wstępie napisałem, że miesiąc był 'trochę słabszy' emocjonalnie. Był. Sześciu znajomych odeszło niespodziewanie ze stanu kawalerskiego. Memento mori dla człowieka kochającego wolność. Na początku sam miałem nogi z waty, ale ostatniemu znajomemu w przypływie szczerości powiedziałem 'zawsze to jakaś przygoda'. Przed wakacjami jeszcze pewnie zaliczę tournee weselne. Nie będzie nawet z kim piwa wypić :(.

Ale i tak najbardziej w tym miesiącu zaskoczyła mnie moja własna wrażliwość... na słońce. Ostatnie 6 lat mieszkałem zawsze w dużych pokojach z balkonem i oknami od południa. Teraz mieszkam w małym pokoju z pojedynczym oknem od północy (za to obciąłem koszty stałe związane z mieszkaniem o 36%). Kilka godzin słońca i pozytywnej temperatury - jestem jak nowo narodzony; wiatr i mróz - żyć się odechciewa. A myślałem, że to trafia się dopiero w wieku moich dziadków.

W marzec z tarczą
Skończyłem coachingi i mentoring, teraz muszę przeglądnąć jeszcze raz notatki i przemyśleć wszystko. Powoli rozglądam się za kolejną zabawą MAB (z aktualnych wychodzę w kwietniu i we wrześniu) i jakąś ciekawą małą spółką na GPW. Przede wszystkim jednak zajmę się optymalizacją podatkową i szukaniem dobrego powodu do rozliczania się np. w Nowej Zelandii; nie mam ochoty karmić 'naszych' biurw. Zaczyna się też KP na ASBIRO, z którym wiążę poważne nadzieje. I postaram się kłaść spać przed 24 :).


A jak zapowiada się marzec w Twoim przypadku?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...