Podoba Ci się ten blog? Chcesz być na bieżąco z nowościami - subskrybuj kanał RSS... Co to jest RSS?

środa, 9 marca 2011

Nauka na błędach I: poddać się? to zbrodnia!

Jak obiecałem w lutowym quasi-podsumowaniu, tak też czynię. Co jakiś czas będę pisał o moich doświadczeniach biznesowych w kategorii porażki. Błędy i ich konsekwencje są zdaniem wielu nie tylko nieuniknioną, ale i najlepszą formą zbierania biznesowego feedbacku. Dlatego też mam nadzieję, że moje 'wpadki' i związane z nimi refleksje pomogą Ci planować własne przedsięwzięcia. Od kilku dni na blogu cisza, więc przygotuj się na dłuższy wpis w ramach rekompensaty...

Dzisiaj napiszę kilka słów o firmie, która przetrwała raptem kilka miesięcy. Żeby było weselej wcale nie padła ze względów finansowych - nic na niej nie zarobiliśmy, nic nie straciliśmy (no dobra, zarobiliśmy jakieś drobniaki). W tym wpisie będzie dużo wielokropków, bo chcę Cię trochę sprowokować do myślenia :).

Background
Po 3 latach organizowania i wpół-organizowania jednodniowych i jednotygodniowych eventów w organizacji studenckiej postanowiłem sobie powiedzieć 'dość'. Akurat trafiło się tak, że jeden z moich kolegów myślał podobnie. Przy whisky i grach planszowych w grudniu 2009 roku powstała nowa agencja eventowa, plan, kalendarz, nazwa, projekty... Nie pamiętam do której pracowaliśmy (o świcie wróciłem do domu), ale na pewno pamiętam, że hasło do serwera wchodziło mi tylko po 'szklaneczce' (kto studiował, ten rozumie).

Moim wspólnikiem został Mateusz, dzisiaj właściciel kilku przedsiębiorstw (ostatnio www.irongym.pl), i szkoleniowiec (Seed Camp AIP). Lubię kiedy ludziom, z którymi się zadaję, dobrze się powodzi...

Okazja od rynku
Pomysł był banalny, ale jak na wieś Lublin 'świeży' - robić dalej projekty studenckie, ale oprócz edukacji dołożyć do nich element rozrywkowy. Po kilkunastu miesiącach dobrej zaprawy wydawało nam się, że mamy wszystko czego potrzeba i biznesowy raj przed nami stoi otworem (nie wiedzieliśmy jeszcze, który to otwór). Najważniejsze było, że nikt niczego podobnego nie próbował w tym mieście zrobić.

Drugą okazję wykreował nam papież Grzegorz XIII szykując na 2010 rok weekend walentynkowy, czyli możliwość przygotowania większego uderzenia. Oczywiście konkurencja też pomogła, bo żaden z menedżerów lubelskich klubów nie wpadł na pomysł zorganizowania czegoś specjalnego z tej okazji. Wykorzystaliśmy więc tradycyjny model, w którym samorządy w zamian za darmowy pochlej 'nagrywają' stado do klubu - daliśmy ludziom 'coś więcej'.

Lekcja 1: starannie dobieraj wspólników
Jeden z naszych problemów polegał na tym, że jesteśmy z Mateuszem bardzo podobni: podobne ambicje, podobny styl myślenia, podobne preferencje, podobne zainteresowania, te same kontakty, te same umiejętności i wiedza. A na domiar złego – wzajemny szacunek.

Wyśmienita pożywka dla syndromu myślenia grupowego. Żadnej synergii, bo i skąd? Synergia w takim wypadku trafia się w kopaniu rowów, w końcu we dwóch można wyrwać ciężki kamień czy korzeń.

Budując firmę rozsądnym jest związanie się z osobą o innych doświadczeniach, innym podejściu, etc. Oczywiście nie osobą znikąd, ale też nie z bliźniakiem. Kłótnie mile widziane. Wszystko to sprzyja zwiększeniu możliwości obu partnerów biznesowych...

Lekcja 2: przyjaźń i biznes – to nie wychodzi
To zdanie jest nie tylko zaczerpnięte z książek Donalda Trumpa, ale też i z moich obserwacji. Najczęściej pierwsza porażka jest też ostatnim wspólnym przedsięwzięciem przyjaciół. Czasem nawet nie trzeba porażki, a tylko problemów przy rozliczaniu zysku...

Jeśli już zakładamy spółki, to najczęściej z przyjaciółmi, lub co najmniej dobrymi znajomymi. Dlaczego? Zaufanie sprzyja poczuciu bezpieczeństwa. A komu ufamy? Najczęściej ludziom podobnym do nas (patrz wyżej). Co gorsza przyjaźń jest sprawą emocji, a biznes sprawą logiki. Czymś dobrym w kategoriach emocji jest 'nie obrażanie kogoś', czymś dobrym w kategoriach logiki jest 'nie bycie fałszywym' (przedstawianie własnego stanowiska wprost).

Oczywiście nie wspominał bym o tym, gdyby i w naszym wypadku się to nie trafiło. Nie ma między nami negatywnych emocji (bo i nie ma powodów), ale whisky już też razem nie pijamy...

Lekcja 3: jeśli możesz, zrób to sam...
Outsourcing był ostatnio bardzo modny, ale niestety nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Jako dwóch osłów znających się na grafice (nawet zarabiających na niej) podjęliśmy decyzję o zleceniu projektów graficznych freelancerowi. Czekaliśmy zbyt długo, choć jakość była zadowalająca.

Ale znaczenie ostateczne ma co innego. Zlecenie podniosło koszty ogólne całego przedsięwzięcia o 25% (w złotówkach byłoby mniej efektownie: 200,- ). Koszt alternatywny był o wiele mniejszy – sami zrobilibyśmy to w kolejne kilka godzin następnego dnia. Jeśli można oszczędzić w łatwy sposób piątą część wydatków, to musisz skorzystać z okazji!

Wielu przedsiębiorców, z którymi się stykam zleca robienie różnych drobnostek 'bo im nie wypada'. Pół biedy jeśli ich na to stać. Ale często po prostu wolą ładniej napinać się do zdjęć niż zarabiać kasę. Ich wybór.

Lekcja 4: … szczególnie, jeśli się na tym znasz
Teraz część historii, na którą powinienem spuścić zasłonę milczenia...

Moja pierwsza działalność (która zresztą do dzisiaj istnieje) to agencja PR (i innych cudów), w organizacji przez 3 lata zajmowałem się przede wszystkim PR, studia też predestynują mnie w kierunku PR, a firma miała w nazwie moje nazwisko... A my nie mieliśmy nawet śladu strategii PRowej.

Była to świadoma decyzja. Skoro nie było konkurencji, to nasze słitaśne różowiutkie plakaty zalały miasto. Media same upomniały się o informację. Zamiast im ją dostarczyć, odesłałem ich do wspólnika.

W mediach ani razu nie pojawiła się prawidłowa nazwa organizatora...

Lekcja 5: nie przeceniaj swoich możliwości
Kiedy zaproponowaliśmy współpracę kilku klubom spotkaliśmy się z odpowiedzią, której się nie spodziewaliśmy. Zamiast rozsądnej kwoty płatnej z góry zaproponowano nam dwie opcje: udział w zyskach z bramki, lub samodzielną sprzedaż biletów, które dostaniemy za darmo. Błędem (dzisiaj oczywistym) było zgodzenie się na samodzielną sprzedaż biletów.

Ile mogliśmy sprzedać we 2, nie mając do tego żadnej sieci dystrybucji ani nawet równoległej strategii reklamowej? Ostatecznie sprzedaliśmy wszystko, ale i tak nie było to znacząco wiele ponad proponowany równolegle udział w bramce. A ile Mateusz się obiegał z tą zabawą, tyle mu w nogach zostało.

Lekcja 6: bądź baaaaardzo elastyczny
Teraz historia, jak przed oczami mignął nam sponsor za 10k. Elastyczność to taki biznesowy banał. Ale wcale nie chodzi tu o zróżnicowaną ofertę, pakiety i koszyki, czy też widełki akceptowalnych propozycji. Chodzi o alternatywy i substytuty propozycji.

Kilka tygodni przed imprezą pozytywnie na naszą ofertę zareagowały Browary Perła. Co ciekawe w programie weekendu były tylko 2 imprezy w klubie, jednak sami wycenili na 10k możliwość wejścia ze swoim piwem na te eventy..

Jak wiadomo kluby mają podpisane różne umowy, które ograniczają im możliwości współpracy z więcej niż jednym producentem. Niewiele myśląc w gorączce przygotowań pożegnaliśmy się z tą możliwością. A rozwiązanie było proste – wynajęcie osobnej sali i DJ'a + czasowe pozwolenie na sprzedaż alkoholu.

Klasyczny przykład braku myślenia outside the box...

Dobrze rozumiem tego pana... ;)
Lekcja 7: trzymaj partnerów na krótkiej smyczy
W końcu partnerzy trzymają Twoje pieniądze w łapach. Sprawdzanie i doglądanie są konieczne. Wielu początkujących przedsiębiorców tego nie robi, gdyż nie chcą być niemili czy też napastliwi. Jeśli jednak osoba, z którą współpracujesz nie ma nic złego w planach, to Twoje pytania lub obecność nie będą dla niej dyskomfortem.

W naszym wypadku sprawa wyglądała tak: jednym z elementów projektu były weekendowe kursy tańca. W planie były odwiedziny i porównanie ofert z 3 szkół, które mogły być zainteresowane współpracą. Plan skończył się, kiedy pierwsza szkoła zareagowała z ujmującym entuzjazmem. Umowa podpisana, idziemy robić swoje.

Sobota, idę na miejsce wszystko pomóc przygotować i zebrać bilety, a tu... Drzwi głucho zamknięte, klienci wku****ni, telefonu nikt nie odbiera. A w ramach bezczelności 'ktoś' na drzwiach napisał, że nasz event został odwołany... przez organizatorów. W zasadzie z zaskoczenia nie zdążyliśmy zareagować, oddaliśmy pieniądze i ładnie jak tylko umieliśmy przepraszaliśmy ludzi...

Co z tym można było zrobić? Czytaj dalej...

Lekcja 8: zabezpieczaj się
Jak się okazało później nad salą zdechł dach (!) i można było urządzić kurs tańca... na lodzie. Jeśli ktoś miał czas nakleić kartkę i zwiać, to mógł też zadzwonić. To już kwestia osobistej kultury i uczciwości (być może udałoby nam się znaleźć inną salę). Ale błąd tak czy inaczej tkwił też po naszej stronie.

Negocjując nie podpisywaliśmy żadnych umów wstępnych (na szczęście nikt nam się nie wycofał w trakcie). Nie rozmawialiśmy też o żadnej karze umownej za odstąpienie bądź nie zrealizowanie postanowień umowy w terminie. Nie mówiąc o zaliczkach.

Ostatecznie można wejść na drogę sądową i dochodzić swoich praw. Wtedy jeszcze nie miałem takiego doświadczenia, więc najzwyczajniej baliśmy się sądu (tak jakbyśmy to my zrobili coś złego :/...). Przede wszystkim ograniczała nas jednak forma prawna – sprawę musiałoby wytoczyć AIP, które użyczało nam osobowości prawnej, a to, przy spodziewanej kwocie rekompensaty, okazało się mało sensowne.

-
W odróżnieniu od ludzi, którzy robili mi na blogu trzodę pod usuniętym już wpisem nie będę nikogo z nazwiska oskarżał bez wyroku sądowego. Kto ma wiedzieć o jaką firmę chodzi - ten wie.
-

Lekcja 9: ciśnij, nie poddawaj się!
Ostatecznie, pomimo tych wszystkich głupot i przygód udało nam się doprowadzić do szczęśliwego zakończenia inne elementy zabawy: jogę, masaż, NLS, speed dating, spotkania ze stylistką i coś tam jeszcze... ;) Pojawił się drobny sponsor, wszystko poszło gładko. Ale dziura w kursach tańca pochłonęła cały potencjalny zysk – to były wydarzenia obliczone na większą liczbę osób, które miały przynieść przewidziane profity (+ sponsor, który nas przeskoczył).

Pretensji jakoś specjalnie nie mieliśmy do siebie, ale emocjonalnie zrównani z posadzką postanowiliśmy dać sobie chwilę oddechu. I tak oddech trwa do dzisiaj. Mieliśmy w planach jeszcze jedną próbę 'podniesienia' eventu, nawet z poważnym partnerem, jednak wszystko rozpełzło się po kątach. Ja rozpocząłem kolejną działalność, Mateusz zaczął kolejną działalność i nawet na spotkanie nie było już czasu.

W zasadzie nie ma żadnych ekonomicznych, czy nawet emocjonalnych przesłanek do 'nie kontynuowania' tej działalności. I to jest w tym wszystkim najbardziej przykre – czas i doświadczenie zostały zmarnowane. Poza tym, że obecnie obaj zarabiamy więcej, niż moglibyśmy liczyć na eventach :D.

Lekcja 10 bonusowa: pisz w Wordzie albo Writerze
Jeśli nie chcesz być jeleniem, jak autor tego wpisu – pisz posty w programie, który dokonuje autosave co jakiś czas...

-
OMG, po przeczytaniu tego wpisu zastanawiam się skąd się bierze w moich znajomych przekonanie, że mam jakiekolwiek pojęcie o biznesie...
-

Ciekawi mnie, czy któryś moich czytelników prowadził już kiedyś swoją firmę i jakimi wnioskami mógłby się z nami podzielić?


2 komentarze:

  1. Dobrze kombinujesz. Zbieraj siły na kolejne przedsięwzięcia lub rozwijanie tych powyżej. Inkubatory to duże ułatwienie. Żałuję, że ich nie było jak ja studiowałem. Później masz wybór: albo zarobisz na zus i w drugiej kolejności na siebie, albo idziesz na etat, a na etacie ciężko jest rozkręcić biznes. Oczywiście zależy jaki. Ja rozkręcałem handel, ale potrzebowałem coraz więcej i więcej dyspozycyjności, a efekty były gorsze niż na etacie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam autorowi i czytelnikom książkę Donalda Keougha "Dziesięć przykazań w biznesie". Tytuł jak pod amerykańską publiczkę, ale na tym się kończy. W książce jest opisane właściwie 11 rad, co zrobić, żeby ponieść porażkę w biznesie (i w życiu)typu: nie podejmuj ryzyka, izoluj się, nie myśl zbyt długo czy zaufaj ekpsertom. W każdym rozdzialilku Donald przytacza historie z życia amerykańskich liderów, menedżerów i "szefów" takich firm jak IBM, Xerox, Enron, DEC, General Motors, Coca-Cola. Zdecydowanie najwięcej historyjek o tym, czego NIE robić, żeby utrzymać i rozwijać własną firmę pochodzi z Coca-Coli, ponieważ autor był tam przez ponad 20 lat zarządzającym.
    Polecam - książka napisana w sposób prosty i przyjemny. Do tego porusza proste podstawy prowadzenia biznesu - tak proste, że większość o nich nie pamięta :)

    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...