Chyba się starzeję. Wpadam w jakąś rutynę. A może to wiosna? Nevermind. W kwietniu, jak co miesiąc działo się wiele, ale w zasadzie od dawna dzieje się tyle ciekawych rzeczy w mojej 'okolicy', że przestałem się czymkolwiek podniecać. Odnaleźli się starzy znajomi w tarapatach, nagle zaczął się inwestycyjny tłok... W maju pewnie też nic ciekawszego nie będzie się działo. Jak to powtarzają miłośnicy Kiyosakiego 'pracuj mądrze, nie ciężko'. Cóż, kiedy na początku jedyna mądra praca, jaką mogę wykonać – to ciężka praca...
Czwarty miesiąc tego roku zaczął się, hmm, ze sporą dawką emocji. Od pogrzebu babci. Już tak w życiu jest, że po jakimś czasie poumierają moi rodzice, później ja, a po mnie moje dzieci... Prawdziwy powód do smutku mamy kiedy ta logika zostaje naruszona, i najpierw umierają młodsi.
Później była komputerowa katastrofa, w której omal nie straciłem kilkunastu biznesplanów i innych ważnych plików. Na szczęście co miesiąc robię backup, więc musiałem ratować tylko te najświeższe zmiany. I od połowy kwietnia jak ręką odjął, kłopoty się skończyły. What a wonderful world...
Biznesowy lans
W kwietniu dowiedziałem się, dlaczego znajomi uważają, że na blogu lansuję się 'jak jasna cholera'. Dzięki wpisom na blogu i znajomym coraz częściej trafiają do mnie ludzie 'z trzeciej ręki', których ani ja, ani moi znajomi na oczy nie widzieli.
Smutna prawda o 90% z tych osób jest taka, że powinni zająć się polityką lub karierą w korporacji. Uważają najwyraźniej, że własny biznes to nie jest ciężka praca, a jedynie rodzaj białych adidasków lub kolczyka w nosie. Wykazują się nie tylko elementarną nieznajomością zagadnień rynku, na którym mają zamiar działać, ale niektórzy z nich nawet nie potrafią odpowiedź na skype na pytania, które zostały rozwiązane w biznesplanie, jaki mi wysłali.
Biznes to nie tylko lans. W szczególności nie start-upy.
Ambicje promotora
Moją ambicją blogową nie jest lans. Jest nią praca organiczna (brzmi dumnie). Moja próżność zostaje wystarczająco połechtana, kiedy ktoś pod wpisem komentuje, że zamieszczam przydatne treści. Jeśli czytasz tego bloga od jakiegoś czasu pewnie wiesz, że mógłbym prowadzić firmę sam. Ale nie jestem człowiekiem, który wszystko musi 'ja sam!'.
Kiedy pracowałem z moją przyszłą (no, na 99%) inwestycją nad negocjacjami z największym możliwym pojedynczym klientem w Polsce sprawy potoczyły się tak: w pewnym momencie negocjacji zauważyłem okazję – możemy przycisnąć agresywnie, albo się obrażą, albo przekonają. Masz na tyle dobry produkt, że moim zdaniem 'klękną'. Kolega się zgodził z moją opinią. A kontrahent zmienił zamówienie.
Z 200 sztuk, na 640 miesięcznie, co oznacza w tym momencie ponad 10krotny wzrost produkcji; przy którym też moja inwestycja jest potrzebna firmie jak woda na pustyni (nie tylko ze względu na pieniądze). To mniej więcej taka satysfakcja, jaką odczuwa bokserski promotor na widok zwiewającego Gołoty...
W drugą stronę
Jednocześnie kilka dni temu dostałem drugą propozycję pod MAB, którą niechętnie, ale traktuję poważnie. Niechętnie, bo chłopakom brakuje koherencji. Widziałeś kiedyś firmę, w której żaden ze wspólników nie chce być szefem? To samo w sobie wiele mówi o ryzyku przedsięwzięcia. Poważnie, bo całej zabawie przyglądam się od prawie 3 lat i jestem przekonany, że można jeszcze coś uratować. Ciekawe jaki biznesplan przedstawią chłopcy w środę...
Po 'artykule' o inwestycjach winnych w Equity Magazine odechciało mi się takich inwestycji. To już nawet nie marketingowo-PRowa nagonka, to po prostu obraza inwestycyjnej inteligencji. Tematu nie będę rozwijał,o polecam po prostu czytanie ze zrozumieniem. Na szczęście pojawiła się bardzo konkurencyjna finansowo, choć też nie do końca przejrzysta kwietniowa oferta Wine Advisors, z której skorzystam. Kończą się powoli lokaty, zarobki pozwalają na większe inwestycje...
Tak Wine Advisors zaciemnia obraz sprawy w swoim dokumencie. Powiedzmy sobie jasno – na winie można stracić! Cała oferta dostępna tutaj (link). |
Miesiąc optymalizacji podatkowej
PIT uzupełniałem sam. Z radością. Od zawsze uważałem etatowców za biedulki, które grzecznie oddają biurwom dochodowy, potem jeszcze nieruchomościowy, belkowy, vacik, zusik... A już na takiej głupiej umowie o dzieło jest 50% kosztów uzyskania przychodu (przy drobnej, ale legalnej machniacji można też pożegnać ZUS). Tak to nasze kochane państewko wkupuje się w łaski dziennikarzy i 'środowisk twórczych'.
Przedsiębiorcy wiedzą jak legalnie bronić się przed każdym podatkiem. W swoich poszukiwaniach idealnego raju podatkowego dotarłem gdzieś między Belgię a Nową Zelandię. Na razie jestem oczywiście za biedny na takie wycieczki, ale trzeba przecież myśleć o przyszłości.
Kozacy, a sprawa MCI
Teraz tylko czekam na feedback ze skarbówki. Albo grzecznie wypłacą zwrot, albo będzie kontrola i wyjaśnienia, albo też mandat i sąd. Zobaczymy jaki ze mnie kozak :P.
BTW: Nie sprzedałem MCI z portfela, będę nawet sukcesywnie dobierał małe pakieciki. Znajomy ze skarbówki powiedział mi kiedyś, że sprawa jest nie do wygrania, a administracyjne odwołania mają jedynie na celu opóźnienie wypłaty odszkodowania. Słońca Peru po prostu nie stać na tak drobną rekompensatę... A kto za to zapłaci? Pan zapłaci, Pani zapłaci, ja zapłacę - byle po wyborach. Więc wolę już zapłacić sobie.
Majówka – na zdrowie!
Co będzie w maju? W maju na bloga pewnie zawita mały opis konkretnych inwestycji MAB, ciągle dostaję sporo maili w tej sprawie, więc uchylę rąbka tajemnicy ;). Nadciąga tydzień negocjacji i będzie się działo wiele ciekawego, choć teraz piłeczka czeka po stronie chętnych.
Później zacznie się weselne tournée, juwenalia, etc. Niestety nie uda mi się połączyć tych wesel z żywieckim zjazdem ASBIRO, ale cóż – w końcu to spotkanie połączone ze 'zjazdem absolwentów', więc odrobię sobie za rok z nawiązką.
Znów mały offtop. Pamiętasz jak kiedyś narzekałem na bóle pleców? Jeden ze studentów Uniwersytetu Medycznego powiedział mi 'stań na wagę'. Stanąłem, i omal od razu nie spadłem – w 3 sekundy do setki. Zaczęła się dieta 'mniej żreć', i już po 5 kg przestało mnie boleć cokolwiek, poza sumieniem. W zasadzie to nie jest dieta – to odwyk!
Wakacje na lazurowym wybrzeżu
No dobra, w Paryżu. Studia stawiają przed człowiekiem wiele ciekawych zadań. Każde zadanie to wyzwanie: jak połączyć przyjemne z pożytecznym? Przede mną stoi wyzwanie takiego odrobienia praktyk wakacyjnych, żeby jeszcze na tym zarobić, wzbogacić się niefinansowo, gdzieś wyjechać i robić co się tylko da ze znakiem dodatnim.
Mój ojciec od ponad 20tu lat mieszka we Francji, więc nie będzie to moja pierwsza taka wycieczka. Po 6 tygodniach praktyk zamierzam szukać pracy na budowach. Nie tylko dlatego, że tak naprawdę nadaję się tylko do pracy fizycznej, ale też dlatego, że 'tyrka' mnie leczy ze stresu. Wychodzi człowiek z pracy o 17.00 i pół dnia ma dla siebie, budynek przecież się nie zawali...
Co z moimi inwestycjami w tym czasie? Otóż mamy internet, maile, telefony, skype, a w ostateczności również samoloty. Wakacje to i tak sezon ogórkowy...
taaaa....
Jako urodzony pesymista na nadchodzący miesiąc patrzę przez okulary w kolorze denaturatu: tak po studencku, trochę czarno, trochę różowo, z oczekiwaniem 'wrażeń' ;).
A czego Ty spodziewasz się w tym miesiącu?
Jestem ciekawa czy skusisz się na inwestycję w Wine Advisors i ile z tego wyciągniesz. Będę czekać na relacje, bo w teorii rynek wina pozwala dość dobrze zarobić, a jak będzie w praktyce?
OdpowiedzUsuńA wszystkim, którzy uważają ten blog za lanserski życzę, by pisząc własne blogi mieli w nich tyle do powiedzenia (napisania) na temat własnych biznesów, inwestycyjnych sukcesów i porażek, co Autor :)