Pod ostatnim wpisem Arek zadał mi pytanie o moje 'biznesowe początki'. Jako, że bardzo lubię wymądrzać się szczególnie w tym temacie postanowiłem naskrobać dłuższy tekst o tym, jak ja sam zaczynałem przygody z własnym biznesem i jakie moim zdaniem znaczenie dla początkującego przedsiębiorcy mają ludzie, prawo, dociekliwość i praktyka. Czyli o tym, jak zrobić podkop, i jak na nim zarobić...
Mimo wszystko nieco głupio mi występować jako 'autorytet'...
Przedsiębiorca z urodzenia, czy korpo-wyzwoleniec?
W opowieściach o budowaniu biznesu można wyróżnić dwie najpopularniejsze ścieżki, nazwijmy je ścieżką Marka Cubana (właściciel Dallas Mavs, tegorocznego mistrza NBA) i ścieżką Billa Gatesa (chyba nie trzeba tłumaczyć kto on zacz?).
Cuban (prawdziwe nazwisko: Chabenisky) zaczynał od prac dorywczych, aby zostać sprzedawcą w dużej firmie informatycznej. Ludzie szukający wolności jednak nie zagrzeją długo miejsca pracując dla dużego przedsiębiorstwa. Oprócz doświadczenia i znajomości rynku zabrał z firmy ich niedoszłego klienta – a swojego pierwszego wspólnika. Wyrzucony po roku z pracy miał już swoją firmę.
Bill Gates nigdy nie pracował na etacie. Swoje pierwsze zlecenie zrealizował mając 14 lat. Rozważając jego rejteradę z uniwersytetu należy pamiętać, że był wyjątkowo zdolnym uczniem, miał zamiar studiować prawo (wziął dziekański na Harvardzie, ale jakoś nie miał okazji wrócić).
Nie takie korpo złe...
Wielu przedsiębiorców przyznaje, że droga Cubana jest lepszym rozwiązaniem. Wchodząc do wnętrza jakiejś firmy wiesz jakie ma słabe strony i jesteś w stanie je wykorzystać odbierając jej klientów. Ważne, aby przygotowując się do rozpoczęcia własnej działalności pracować na stanowisku sprzedażowym, mieć kontakt z odbiorcami produktu/usługi.
Okazją do rozpoczęcia własnej działalności jest w końcu każdy ich problem, każda potrzeba, której korpo nie realizuje w ogóle, albo realizuje nieprawidłowo. To informacja nie do przecenienia.
'Ścieżka Cubana' ma jednak jeden minus. Nie uczy walki z niewielkimi zasobami: korporacja daje logo, marketing, miejsce w świadomości klienta, zaplecze, gotowe systemy sprzedaży, analizy, gotowy towar. Masę pracy, której uciekinier nie potrafi wykonać. Jeśli nie ma wystarczających zasobów pieniężnych na zlecenia, prawdopodobnie decyzję o odejściu będzie odkładał w nieskończoność (znam kilkanaście takich przypadków).
Za młody, za stary, za głupi, za brzydki...
Na szczęście nie ma granicy wieku, edukacji, czy urody, która wykluczałaby ludzi 'nie nadających się' do prowadzenia własnej firmy. Arek w swoim komentarzu zasugerował, że jest za młody na prowadzenie biznesu...
Gates omal nie zarobił 20 000 dolarów w wieku 14 lat. Ja swoje pierwsze pieniądze zarobiłem sprzedając jabłka na targu, w 1991 roku – miałem 6 lat. Moim aniołem biznesu była babcia, która pomogła mi zbierać te jabłka i pożyczyła wagę. Sanepidem, skarbówką i ZUSem w jednym byli rodzice, którzy po wielkiej awanturze zamknęli mój biznes w imię sloganu 'nie jesteśmy tacy biedni, żebyś musiał...'. Szkoda, że nie zarobiłem tych 20 000 dolarów ;)...
Za to kocham kapitalizm: za amerykański mit dzieciaka sprzedającego przy drodze lemoniadę, rozumiejącego, że uczynienie czyjegoś życia lepszym (głupią lemoniadą czy papierówkami z babcinego ogrodu) jest warte pieniędzy, które uczynią Twoje życie lepszym.
Rodzice a biznes
Kiedy na pierwszym zjeździe ASBIRO jeden z uczestników przyznał się, że utrzymuje się z pieniędzy rodziców sala rżała jak stado koni rażonych prądem. Jeśli chodzi o pieniądze jedyne czego powinieneś się wstydzić to kradzież, wymuszenie, wyłudzenie, oszustwo. Jedną z podstawowych przewag wczesnego startu w biznesie jest fakt, że to właśnie rodzina nie da Ci iść 'pod most' w razie niepowodzenia.
Kiedy otwierałem swoją pierwszą firmę na studiach moją ambicją było właśnie zejście mamie 'z cycka'. Na pierwszym roku utrzymywałem się sam za zarobione na francuskich budowach argent, co skutkowało bardzo... hm... ekstrawaganckim trybem życia. Wakacje też 'przebalowałem' więc drugi rok zaczął się od przelewów mamusi – zapomniałem jak smakuje piwo. Od tego zaczęła się firma, o której pisałem w poście Nauka na błędach II.
Teraz, kiedy już rodzice nie muszą mi pomagać, przelew z pierwszego czerwca pod tytułem 'z okazji dnia dzieciuszka' nie jest dla mnie przyczyną wstydu, a raczej wzruszenia.
Grupa wsparcia a rozwój osobisty
Moja babcia mawiała zawsze 'z kim przystajesz, takim się stajesz'. Towarzystwo, w jakim się obracasz narzuca tematy rozmowy, myślenia i działania. Rozmowa z kastratem o seksie może być bardzo rozwijająca duchowo, ale istnieją nikłe szanse, że przyczyni się do Twojego wzbogacenia. Biznesowe networkingi pełnią rolę zbliżoną do NLPowskich grup wsparcia.
Ze wstydem przyznam się, że kiedyś po okresie wielkiej fascynacji NLP prowadziłem z kolegą szkolenia. Wyglądało świetnie: ludzie zafascynowani, gotowi płacić, grupa się rozrastała... Tylko postępu brak. Po jakimś czasie zauważyłem, że grupy samorowoju pełne są ludzi, którzy fascynują się samym procesem, ale nie stanem końcowym. Przychodzą na szkolenia, na których zostaną dowartościowani, dostaną 'receptę na sukces', ale nie są w stanie jej zrealizować.
Warto uczestniczyć w takich spotkaniach, ale też warto szybko się z nich ewakuować – najlepiej w momencie, w którym stwierdzisz 'już to kiedyś słyszałem'...
Czyli z biznesem za pan brat
Współ-prowadząc pierwszą firmę i szkolenia NLP postanowiłem, że nie skończę jak stadko, z którym mam do czynienia. Szukałem okazji do działania w większej grupie. Dzięki koleżance z roku trafiłem do Studenckiego Forum BCC. Jakoś tak wyszło, że po roku zostałem wice, a po dwóch latach szefem regionu.
Dało mi to przede wszystkim możliwość podglądania wielkich predsiębiorców przy pracy, rozmowy z nimi, współpracy, a z niektórymi nawet pracy w relacjach B2B w mojej firmie. Z drugiej strony nauczyłem się też wiele o zarządzaniu, motywowaniu i integrowaniu podległego mi zespołu.
Z wszystkich ludzi, których wtedy poznałem, najbardziej wpłynął na mnie 'menedżer kryzysowy', pan Marek Moczulski (BTW: dzisiaj jest aniołem biznesu)...
Czy można przesadzić z przygotowaniami?
Można, i to nie tylko grzęznąc w samorozwojowej papce. Szkoła uczy nas bardzo szkodliwego dążenia do perfekcji. Mam kolegę, który co kilka miesięcy ma nowy, świetny pomysł na biznes. Później zaczyna biznes-planowanie: składa zapytania ofertowe, robi analizy rynku, SWOTy, PESTy, matryce BCG i inne pierdoły.
Zanim się wyrobi z planowaniem okazuje się, że jego pomysł ktoś już wdrożył w życie i z biznesu nici.
Pomyśl, gdyby MicroSoft próbował wdrażać perfekcyjne oprogramowanie nigdy nie mielibyśmy Windows 2000 czy Millenium – a brak wpływów z ich sprzedaży byłby przyczyną zwolnienia połowy programistów, co znów prawdopodobnie wydajnie opóźniłoby start Windowsa XP, czyli wykreowało dla innych producentów OS dobrą niszę...
Prawo
To jedyny element biznesu, w którym dążenie do perfekcji jest pożądane. Od wyboru najlepszej formy organizacyjnej, formy opodatkowania czy zatrudnienia pracowników, po regulacje BHP czy prawo konsumenckie – podstawową dewizą pozostaje ignorantia iuris nocet (nieznajomość prawa szkodzi), czyli jeśli nie znasz prawa = sam jesteś sobie winien (znów mądrze: Ignorantia legis non excusat).
Wojowanie znajomością prawa nie zawsze jest ostatecznie opłacalne: przekonał się o tym choćby montujący na maminym strychu komputery pan Roman Kluska: znał prawo lepiej niż biurwy, ale nie uchroniło go to przed klęską z ich ręki...
Prawo poznajesz po to, by się bronić przed głupotą konsumencką czy urzędniczą, by egzekwować swoje należności od nieuczciwych kontrahentów, a przede wszystkim po to, by zapomnieć co to
Strach przed sądem
Chyba już z czasów 'komuny' zostało w narodzie przekonanie, że sąd jest najlepszą zemstą. Przy okazji powszechnej nieznajomości prawa i jego niezgodności z 'chłopskim rozumem' sądów boją się wszyscy, poza ich stałymi bywalcami...
Jednym z najbardziej wiejskich zachowań spotykanych w biznesie jest właśnie straszenie sądem czy skarbówką. Jeśli już kogoś informujesz, że go pozwiesz, to informuj – czyli powiadamiaj o faktach. Inaczej zachowujesz się jak szkolna menda, strasząca innych starszym znajomym. W biznesie bardzo cenioną cechą jest ta, która nie pozwala rzucać słów na wiatr – odpowiedzialność.
Jeśli Twoje ego zostaje dowartościowane kiedy inni się Ciebie boją lepiej zajmij się polityką.
Dociekliwość a przedsiębiorczość
Jedna z definicji przedsiębiorczości mówi o umiejętności dostrzegania (a nawet kreowania) i wykorzystywania okazji do zarobku. Aby umieć odróżnić okazję od plew trzeba znać rynek. A ten znów najlepiej poznawać 'organoleptycznie', czyli własnymi zmysłami. Książki niemal zawsze są w tym względzie nieaktualne.
Moja ostatnia inwestycja ma bzika pod tytułem 'jak to jest zrobione'. Wszystko rozbiera na części pierwsze, po czym szuka wycen, ustala marżę i punkt rentowności. Ja znów choruję na brak informacji lokalizacyjnych: jakie powierzchnie, jakie czynsze, jaki ruch przy witrynie, jaką drogę konsument pokonuje przy półkach...
Wszystko to daje możliwość łatwego dostrzeżenia wyjątkowej oferty – wiedzę o rynku.
Kamień bije nożyce
A praktyka teorię, nie tylko w szukaniu okazji. Tylko starając się coś samodzielnie sprzedać zrozumiesz dlaczego ludzie kupują, dlaczego nie kupują, na jaki marketing reagują jedni, na jaki inni, jakie są najczęstsze powody reklamacji, jaka jest sezonowość, ...
Oczywiście o tym wszystkim możesz poczytać w książkach, ponoć w nich jest już rozwiązanie każdego problemu. Niestety, kłopot w tym, że odnalezienie tej właściwej dla Twojego rynku może zająć dużo czasu. Zbyt dużo.
Szum informacyjny
Z czerpaniem biznesowej wiedzy z książek może być tak, jak z manią samorozwoju: braknie czasu na praktyczne zastosowania. Na początku jest fajnie, człowiek dowiaduje się wiele nowych fascynujących rzeczy, ale po jakimś czasie okaże się, że jedni autorzy przeczą drugim, kolejne badania ujawniają błędy w poprzednich, a rozwiązań do wyboru jest zbyt wiele.
Zaczynasz poruszać się w szumie informacji, który zamiast pomóc w podjęciu odpowiednich decyzji – przeszkadza.
Podkop najlepszym wyjściem
Jeśli porównać ludzkie problemy do ścian, a życie do labiryntu – początkujący przedsiębiorca jest gościem, który robi podkop. Potem nieco wygodniejsze drzwi, a w końcu bramę. A za przejście pobiera opłaty – w końcu napracował się ułatwiając życie innym.
Może biegać dookoła i szukać drzwi, które ponoć gdzieś tam zostały już przez kogoś innego otwarte – niezależnie od tego, ile czasu to zajmie. Może tych drzwi szukać w książkach. Może też być jak spece od rozwoju osobistego – obejść ścianę na całej długości i opowiadać innym gdzie jest niższa, aby mogli tam próbować przeskoczyć.
Nauka na błędach
i tak nastąpi, niezależnie od tego jak solidnie ktoś się do rozpoczęcia działalności przygotował. Przedsiębiorczość opiera się na szybkim podejmowaniu decyzji na podstawie niewielu informacji, i mężnym znoszeniu ich konsekwencji – oby jak najwięcej było tych pozytywnych.
…
Arku,
Nie ma znaczenia jak wysoka jest ściana, przed którą stoisz. Kamil Cebulski zaczynał w Jędrzejowie – miejscowości na biednej kielecczyźnie, w której nie było wielkich organizacji biznesowych czy ogólnie klimatu przedsiębiorczości. Zaczynał, będąc licealistą.
Znaczenie ma sposób, jaki wymyślisz na pokonanie tej ściany. Kamil jako osoba nieletnia pierwszą firmę zarejestrował na mamę. Inne ograniczenie pokonał pracując zdalnie – przez internet. Zajął się handlem. Ani wiek, ani miejscowość i brak wsparcia nie przeszkodziły mu zostać najmłodszym milionerem w Polsce.
Czego i Tobie życzę, może za pięć lat wrócisz na tego bloga uczyć nas wszystkich jak się zarabia grubą forsę, kto wie? Strach ma tylko wielkie oczy :).
…
5 godzin, 11 i pół tysiąca znaków – kolejny rekord pobity, kolejny wpis dla wytrwałych :).
Ahhh.... Przeczytałem twój post jednym tchem ;) Bardzo ciekawy. Zmotywował mnie i szczerze muszę przyznać, dał "kopniaka" do podjęcia działania.
OdpowiedzUsuńTeraz nawiąże trochę do tekstu. Mianowicie nie do końca dobrze się zrozumieliśmy z wiekiem i biznesem. Miałem na myśli nie to, że jestem za młody na prowadzenie biznesu tylko to, że jestem za młody na przystąpienie do jakieś klubu np. PKPP Lewiatan(?). Pewnie zamieszałem ale mam nadzieję, że wiesz co chcę powiedzieć.
Po przeczytaniu doszedłem też do refleksji, że byłem właśnie z tych uczniów "matki" teorii, a nie "ojca" praktyki. Dużo czytałem myślałem, ale nie podejmowałem żadnych działań. TERAZ TO SIĘ ZMIENI ;)
Pozdrawiam i GRATULUJE kolejnego rekordu.
PS. Bacznie obserwuje bloga i czekam na kolejny ciekawy wpis.
PS2. Ale się rozpisałem
Arek
Miło mi :).
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o organizacje: jest Forum Młodych Lewiatana (http://www.fmlewiatan.pl/) i 'mój' SF (http://sfbcc.org.pl/).
Będąc przewodniczącym 'przyjąłem' (patrząc przez palce - czasem tak trzeba) dwóch chłopców, którzy nie byli wtedy jeszcze w klasie maturalnej. W swoim pierwszym projekcie upokorzyli Warszawian (z niemałą satysfakcją dla mnie - nie lubię 'Warszawki').
Ich pierwszy biznes to licealny kiermasz używanych podręczników - zebrali książki od kolegów (komis), nałożyli marżę, dogadali się z dyrektorką liceum, i zarobili w kilka dni po kilkanaście stów na głowę.
Będą się zdarzać ludzie, którzy powiedzą 'nie znasz się', 'zjedzą Cię', etc. - cóż, niektórzy nie mają po prostu jaj, żeby przyznać, że masz wyjątkową odwagę.
Zachowaj tylko proporcje, rób rzeczy odpowiednie do Twojej wiedzy, oszczędności i możliwości, oszczędzaj i nie zadłużaj się przesadnie, a żadne życiowe tsunami Cię nie dosięgnie. Co najwyżej spotka Cię kilka przykrych chwil 'wywrotki', ale jak każde mocje - i te miną...
A, jeszcze jedno: będąc 'nieletnim' możesz zarejestrować działalność w inkubatorze (na przykład AIP: inkobatory.pl). Tam wynagrodzenie wypłacasz sobie na podstawie umowy zlecenia/o dzieło... Dyrektor inkubatora powinien wprowadzić Cię w wiele 'arkanów' prowadzenia działalności i zaoferować dodatkową pomoc, choćby ze względu na Twój wiek.
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o pracę etatową tutaj obowiązuje Cię rozdział dziewiąty Kodeksu Pracy:
http://dokumenty.e-prawnik.pl/kodeksy/kodeks-pracy/ i aktualne rozp. ministra, które musisz wyłuskać tutaj: http://isap.sejm.gov.pl/KeyWordServlet?viewName=thasM&passName=m%C5%82odociani
Powodzenia!
no aż mi się zagadka przypomniała :
OdpowiedzUsuńna liściu enuaru siedziały 3 żabki na raz 1 postanowiła wskoczyć do wody.
Ile żabek siedzi na liściu?
oczywiście że 3 ponieważ jedna tylko postanowiła wskoczyć do wody ale nie podjęła działania.
Arek, tak ode mnie jeszcze kilka informacji, które być może Cie zainspirują.
OdpowiedzUsuńJestem jednym z tych 'dwóch chłopców', których Marcin przyjął do SF BCC. Pamiętam jego pierwsze słowa: "Zajebiście, że zaczynacie tak wcześnie". Mieliśmy wtedy po 17 lat(tyle co Ty) i nie wiedzieliśmy NIC poza tym, że chcemy 'coś' robić. Byliśmy zieloni jak te 3 żabki w komentarzu wyżej i wskoczyliśmy do tej organizacji.
Kiermasz książek w szkole. Tak, to nasz pomysł i nasze wykonanie. Zarobiliśmy 1800zł na 3 osoby w tydzień. 600zł tygodniowo dla licealisty - niezła kasa. Mało tego, zrobiliśmy 'franchising' tego pomysłu i zarobiliśmy dodatkowe kilka groszy w następnym roku(nic przy tym nie robiąc, tylko dzieląc się pomysłem).
Teraz mam 20 lat, jestem na pierwszym roku studiów. Od 1 lipca będę miał firmę szkoleniową, właśnie w AIP, jak wspomniał Marcin.
Ten chłopiec, który był(i ciągle jest bardzo) młody, który nie wiedział co chce robić i był totalnie zielony - staje się powoli coraz bardziej świadomym człowiekiem, który obiera kierunek w swoim życiu.
Mam tylko 20 lat, a prowadziłem ostatnio szkolenie dla prezesów i dyrektorów w Warszawie, których średni wiek był około 40 lat.
Popraw mnie jeśli się mylę, ale gdyby wiek miał znaczenie, to żółwie rządziłyby światem :)
I nie piszę tego wszystkiego po to, żeby się chwalić, tylko po to, żeby pokazać Ci, że jedyne ograniczenia jakie są, istnieją w naszych głowach.
Przekonanie 'jestem za młody...' zamień na 'jestem bardzo młody, więc wszystko mi wolno', albo 'jestem młody i mogę zwojować świat, bo mam więcej czasu i zapału od reszty staruchów', albo 'jestem młody i dlatego ludzie będą mi pomagać' itd itd :)
Impossible isn't fact. It's an opinion.
I above all. Marcin ma najwidoczniej bardzo mądrą babcię, bo powiedzenie 'z kim przystajesz, takim się stajesz' jest bardzo prawdziwe.
Mój przykład:
Ja z Piotrkiem(drugim kolegą, który wstąpił ze mną do organizacji) w naszym liceum i wśród naszych znajomych mogliśmy pogadać o: dziewczynach, imprezach, poodwalać różne śmieszne akcje - jak to tematy ludzi w liceum. A na spotkaniach SF'u mogliśmy pogadać o tym wszystkim co wyżej i też poodwalać różne śmieszne akcje i na dodatek mogliśmy 'porozkminiać' biznesy, posłuchać ludzi od nas mądrzejszych i wiele się nauczyć. Schemat ten sam - siedzisz przy magicznych trunkach, ale tematy dużo bardziej wartościowe i ludzie dużo mądrzejsi(wszyscy starsi o 3-7lat). Btw nie czuje się żadnej różnicy wieku rozmawiając z nimi. Ja nigdy nie poczułem się gorszy, kiedy przebywałem w ich towarzystwie.
Pomyśl o tym, z kim się zadajesz i o czym rozmawiacie, jak o 'bujanym krześle'. Czy to co robisz zmierza w jakimś kierunku, czy po prostu się bujasz w miejscu? - patrząc w ten sposób to nasze rozmowy z rówieśnikami były w pewien sposób bujaniem się w miejscu, a rozmowy z ludźmi z SF'u były megainspirujące i wartościowe dla nas i to właśnie Ci ludzie pchnęli nas do przodu. Zresztą wystarczy przeczytać posty Marcina, który pisze tego bloga, żeby wiedzieć, że rozmowa z nim musi być bardzo wartościowa ;)
I znowu nie piszę tego po to, żeby się chwalić 'fajnymi znajomymi', tylko po to, żebyś pomyślał i zobaczył wiele możliwości, które być może wcześniej odrzucałeś z Tobie tylko znanych powodów :)
Jeśli ja miałbym znów 17 lat... To zrobiłbym dokładnie to samo. Znalazł ludzi, którzy są mądrzejsi ode mnie i którzy robią coś wartościowego i się do nich przyłączył :)
Aha, jeszcze jedno i być może najważniejsze. 3 lata temu, w życiu bym nie pomyślał, że będę w tym miejscu gdzie dziś jestem. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że za 3 lata będę coachem i trenerem, który otworzy własną firmę, to bym go wyśmiał, zapytał czym się różni coach od trenera i co to jest własna firma...
Tak patrzę na to co się działo z perspektywy trzech lat.
Młodość górą! Do boju tygrysie! :)
Dzięki Kacper ;) przez Ciebie nie mogłem zasnąć, ciągle krążyły mi myśli o tym co robie, robiłem, biznesie, pieniądzach. Ale to dobrze, teraz zaczynam powoli rozumieć oco come on.
OdpowiedzUsuńCzytając twój komentarz czułem się jakby ktoś opisywał, rozmowy w szkole. Tematy tak jak napisałeś sprowadzają się do 2 głównych(imprezy, laski), powiedzmy sobie szczerze w większości przypadków bezwartościowe dla naszego rozwoju ;0.
Chcę się rozwijać, pogłębiać swoją wiedze, ale tak jak Ty to napisałeś: chcę "coś robić" narazie konkretnie nie wiem co. Na 100% chcę dołączyć do SF BCC. Rozumiem, że jest rekrutacja... Może przybliżysz mi Ty lub Marcin jakieś szczegóły? Spotkania są regualrnie organizowane?
btw. Jednak są ludzie którzy chcą pomóc innym ;)
Arek
Na stronach konkretnej organizacji masz napisane, co trzeba zrobić żeby aplikować, z tym nie powinieneś mieć problemu :) (taka rada ode mnie - jak to mówi Donald Trump: "Email jest dla frajerów". Ja osobiście się z tym zgadzam, bo wyślesz maila ze zgłoszeniem rekrutacyjnym i mogą Ci po prostu nie odpisać(mojej kumpeli się tak zdarzyło. To się nie powinno zdarzyć, ale się zdarzyło). Więc zawsze dobrze jest chwycić za telefon i zadzwonić, żeby się upewnić, że doszedł mail i kiedy na niego odpiszą.)
OdpowiedzUsuńA co do spotkań to chyba zależy. My w naszym SFie mieliśmy kilka pionów i każdy z pionów miał swoje zadania w projekcie i swojego koordynatora. Wszyscy razem spotykaliśmy się raz na tydzień - to sytuacja kiedy robiliśmy duży lubelski projekt szkoleniowy i gdzie w projekt zaangażowany był cały nasz lubelski oddział.
Kiedy robiliśmy mniejsze projekty, to każdy zespół, który organizował projekt, spotykał się regularnie(co kilka dni) i pracował, a jako całość organizacji spotykaliśmy się też raz na jakiś czas, żeby podsumować, co się dzieje w poszczególnych projektach. Czasem też oczywiście jest tak, że sam musisz się zmusić do tego, żeby zrobić to, co do Ciebie należy - taki trening automotywacji też jest bardzo przydatny :)
Oczywiście w Twoim regionie może być inaczej. Nie przekonasz się dopóki nie zaczniesz działać ;)
To tak z mojego punktu widzenia,jako członka organizacji.
A co do kierunku Twojego rozwoju, to bądź spokojny. W praktyce wyjdzie, co lubisz robić i co Ci najbardziej pasuje. Jeśli nie wiesz co chcesz robić - rób wszystko. W końcu trafisz na to co Ci się spodoba bardziej :)
OK. Dzięki za kolejną dawkę przydatnych informacji ;)
OdpowiedzUsuńWiem np. że giełda to nie jest to. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że się "pobawiłem" i to nie jest dla mnie. Bardziej pociąga właśnie mnie DG.
A możesz napisać jak wpadłeś na ten pomysł z podręcznikami, lub szkoleniami?
btw. Wielu ludzi(nie jest ich za dużo) z którymi rozmawiam o biznesie mówią"potrzeba pieniędzy", ja jestem całkowicie odmiennego zdania: Potrzeba pomysłu.
Oj, pomysł, jak sama nazwa wskazuje: jest efektem myślenia. Więc myśl!
OdpowiedzUsuńNa przykład tak: http://studenckiportfel.blogspot.com/2010/12/jak-znalezc-pomys-na-biznes.html
Zgadzam się z Marcinem. My rozejrzeliśmy się po szkole, była potrzeba, bach robimy kiermasz. Koniec.
OdpowiedzUsuńKrok 1: myśl.
Krok 2: działaj.
Zrób z tego pętle i masz 'przepis na sukces'.
Dobry pomysł to zrealizowany pomysł. Cała reszta pomysłów jest do niczego(wg mnie). Sam miałem wiele pomysłów, które były do niczego, tylko dlatego, że ich nie zrealizowałem. Pomysł jest tylko pomysłem - niczym więcej. Dobry pomysł to zrealizowany pomysł.
Super, bardzo fajnie przeczytać coś trochę bardziej osobistego :) A tak nieco z innej beczki - czy ktoś z was orientuje się może, kiedy wchodzi obowiązek przedstawiania JPK? Dość dokładnie tłumaczy to ifirma.pl, ale chyba nie jest powiedziane, od kiedy faktycznie zacznie on obowiązywać.
OdpowiedzUsuń